Podróż we dwoje – Piotr i Oliwia Adamowicz
„Pochodzę z rodziny wielodzietnej, więc u nas ta rodzina była takim głównym skarbem” – mówi Piotr Adamowicz. W cyklu „Wszystko o rodzinie” mówimy o małżeństwach, relacjach, problemach, wychowywaniu dzieci i wszystkim tym, co związane jest z ogniskiem domowym. Tym razem gośćmi Katarzyny Supeł-Zaboklickiej są Piotr i Oliwia Adamowicz – małżeństwo i rodzice jednego syna.
Kasia Supeł-Zaboklicka: Świeżo upieczeni rodzice, tak?
Oliwia Adamowicz: Tak, jeszcze się otrzepujemy z tego pierwszego kurzu. Jesteśmy właśnie podczas tej sławetnej rewolucji, jaką nam zapowiadano na wszystkich kursach przedmałżeńskich. Teorię znaliśmy, a teraz przechodzimy praktykę.
Piotr Adamowicz: Ktoś mówił, że przed dzieckiem nie znasz życia. To prawda. Wcześniej to była imitacja.
Oliwia Adamowicz: To też był piękny okres. W lutym minie cztery lata naszego małżeństwa. Myślę, że i tak dosyć dużo przeżyliśmy jako małżeństwo w tym czasie. Dużo podróżowaliśmy, mieszkaliśmy za granicą też i pojawienie się Józia nie było jakimś końcem. My bardzo czekaliśmy na to dziecko, ale i tak trochę nas zaskoczyło.
Kasia Supeł-Zaboklicka: To mówcie. Co was zaskoczyło? Wasz syn ma już pięć miesięcy.
Piotr Adamowicz: Myślę, że zmiana perspektywy życia, jeśli chodzi o odpowiedzialność. Nie jestem już sam, jest mały człowieczek, za którego jestem odpowiedzialny. Życie się pojawiło.
Kasia Supeł-Zaboklicka: To się pojawiło w tym momencie, kiedy po raz pierwszy trzymałeś w ramionach syna? Czy to się pojawiło wtedy, kiedy poczułeś pierwsze ruchy dziecka? Kiedy położyłeś dłoń na brzuchu żony?
Piotr Adamowicz: To się budowało przez ciążę, ale dopóki nie wziąłem go na ręce, to nie było to rzeczywiste.
Kasia Supeł-Zaboklicka: Słuchajcie, a jakby tak to wszystko porozkładać trochę na czynniki pierwsze. Czy pojawiły się łzy?
Piotr Adamowicz: Zdecydowanie, byłem przy cesarskim cięciu. Nie było to oczywiste, bo w pandemii ciężko było dostać się do tych cesarek.
Oliwia Adamowicz: Modliliśmy się do naszego świętego Józefa, który jest naszym patronem. Po nim nasz synek ma imię. To było dla mnie ważne, żeby Piotr mógł być przy porodzie, żeby tak się potoczyło. Żeby nie było cesarki na cito, w której nie może uczestniczyć mąż. Ja jako kobieta myślę, że to też jest inaczej dla niego. Jak czujesz przez te dziewięć miesięcy ruchy tego dziecka, to jest ono z tobą cały czas. Tata dziecka położy rękę, jak ten brzuszek się porusza. Coś tam jest w tym brzuszku, ale jednak to nie jest aż tak bardzo namacalne.
Piotr Adamowicz: Ja na przykład w ogóle nie płaczę. Nie jestem osobą, która się wzrusza, ale wtedy naprawdę pękło mi coś w klatce. Jako pierwszy zobaczyłem głowę i jak go kładą na stolik obok. Później wziąłem go na ręce i poszedłem do Oliwii z nim i potem położyłem jej na klatce piersiowej.
Oliwia Adamowicz: Widziałam, że chyba tam coś mokro przy oczach ma mój mąż, a dla mnie w ogóle macierzyństwo zaczęło się już, kiedy dowiedziałam się, że jestem mamą. Jesteśmy wierzący i kiedy znajomi pytają nas, jak po czterech miesiącach, to my czujemy się rodzicami od 13 miesięcy. My do niego mówiliśmy od początku. Nie wiedzieliśmy, czy to chłopak czy dziewczyna, więc mówiliśmy „Kruszynka”. Rozmawialiśmy z nim i on jest w naszym życiu obecny od dawna. Pojawił się po drugiej stronie brzucha i to jest takie piękne przywitanie, ale my się już znamy.
Kasia Supeł-Zaboklicka: Chciałabym trochę wrócić do korzeni. Jak się poznaliście?
Piotr Adamowicz: Pochodzę z rodziny wielodzietnej, więc u nas ta rodzina była takim głównym skarbem. Tata był na emigracji, wychowała mnie mama w dużej mierze, też babcia, dziadek, więc to było takie mieszane. Przenosiliśmy się z miejsca na miejsce, z Warmii do Wielkopolski, potem do Wielkiej Brytanii, więc ta rodzina to było coś, co dawało poczucie bezpieczeństwa.
Zobacz więcej: