Każdego dnia walczę z pokusami – świadectwo Marcina Kiełczewskiego
Po ludzku Marcinowi niczego nie brakowało – miał udane życie zawodowe, powodzenie u kobiet. Wewnątrz czuł jednak pustkę. Nawracanie zaczęło się – bo jak sam podkreśla to proces, który trwa do końca życia – podczas modlitwy za wstawiennictwem św. Rity. Teraz stara się żyć w zgodzie z Ewangelią, podążając za Bożym planem.
Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Dla mnie jesteś wielką niewiadomą, bo nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy. Ty napisałeś do mnie. Dlaczego?
Marcin Kiełczewski: Oglądałem kilka twoich świadectw i poczułem, że chcę powiedzieć ci swoją historię. Z mojego punktu widzenia jest interesująca i myślę, że warto żeby inne osoby to usłyszały. Jeżeli chociaż jednej osobie da to wiarę, że można to już będę wygrany.
Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Można narodzić się na nowo?
Marcin Kiełczewski: Można. Tylko jest jeden warunek: trzeba tego chcieć. Pewnego dnia miałem już dość tego, kim byłem.
Katarzyna Supeł-Zaboklicka: A jaki byłeś?
Marcin Kiełczewski: Byłem trudny. Byłem trudny, dlatego że było nas kilku. Dla wielu osób miły, sympatyczny, dla niektórych niemiły i niesympatyczny. Dawałem wiele bólu i wiele cierpienia. I dla wielu osób byłem tak, jak wspomniałem, inny. Było dużo kłamstwa, dużo ściemy. Na pewno nie byłem to ja. Nie byłem tym, kogo stworzył Bóg. I pewnego dnia doszedłem do wniosku, po próbach wieloletnich, naprawy samego siebie czy zmiany samego siebie, że wszystkie te wysiłki były na nic. Że ja już tak dalej nie chcę. I nie zapomnę tego dnia, kiedy wieczorem modliłem się do świętej Rity. W pewnym momencie przerwałem modlitwę. Zapadła cisza. I wewnętrzna złość na Pana Boga. Po czym położyłem się. Powiedziałem: „Panie Boże, mam Cię gdzieś. Rób co chcesz. Jest mi wszystko jedno”. I to był chyba pierwszy raz, kiedy naprawdę mi było wszystko jedno. Przykryłem się kołdrą. Rozpłakałem jak dziecko i usnąłem. Nie wiem nawet na jak długo. Natomiast kolejnego dnia obudziłem się inną osobą.
Katarzyna Supeł-Zaboklicka: To powracamy do tego starego Marcina.
Marcin Kiełczewski: Stary Marcin. Tak jak wspomniałem wielu nas było.
Katarzyna Supeł-Zaboklicka: A który był najbliższy twojemu sercu?
Marcin Kiełczewski: Żaden nie był taki, jakim jestem teraz. Było nas dużo dlatego, że było w moim życiu ciągłe szukanie tego, czego chcę. To może być wskazówka dla ludzi, którzy chcą się zmienić. Warto zastanowić się, czego chcemy?
Katarzyna Supeł-Zaboklicka: A czego chcemy?
Marcin Kiełczewski: Chcemy tego z czym nam wygodnie, bo to są ciągłe analizy, tak jak ja miałem analizy odnośnie mojej dziewczyny. Było ich wiele. Czasami kilka naraz. Niestety. I była ciągła analiza. A może z tą, może tamtą. A może jeszcze trafi się lepsza. I ciągłe zastanawianie się co dalej. Byłem w momencie życia, gdzie mogłem mieć prawie wszystko, byłem niezależny. Miałem dosyć łatwo. Łatwo mi się nawiązywało kontakty. Nie wiem dlaczego na moją zgubę. Jak teraz patrzę z punktu widzenia mnie obecnego. Ale chciałem udowodnić, że ja ciągle mogę. I pokazać sam przed sobą, że jest we mnie jakaś wartość. To ma korzenie jeszcze wiele lat wcześniej po tym, jak najlepszy psycholog, nasz tatuś, pokazał mi, co jest ze mną nie tak. Odkryłem samego siebie. Wydawało mi się, po dwóch, trzech miesiącach, że już wiem, kim jestem. Później się przydarzały nowe sytuacje. Znowu się okazywało, że jednak to nie tak, jak mi się wydaje. Później mijały znowu miesiące, nowi ludzie, nowe sytuacje, nowe przeczucia, nowe uczucia. Bliżej Boga, coraz większe pragnienie bliskości z Bogiem, z Maryją. I ciągła zmiana. To mogę potwierdzić w stu procentach. Nawrócenie to nie jest dobre określenie. Nawracanie.
Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Bo to jest proces.
Marcin Kiełczewski: Bo to jest proces. Pewnie do końca życia. Każdy z nas, który się nawraca, ale nie może się nawrócić. Można się chcieć nawracać. Bóg nas nigdy nie zostawi.
Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Wspominasz o tym, że miałeś wygodne życie, że dużo rzeczy łatwo ci przychodziło.
Marcin Kiełczewski: Praktycznie miałem wszystko to, co chciałem.
Katarzyna Supeł-Zaboklicka: To ciebie stanowiło.
Marcin Kiełczewski: Pewnie stanowiło, a potrzebowałem bardzo tego. Brakowało mi akceptacji, tego, żeby ktoś na mnie zwrócił uwagę, tego, żeby moje zdanie czasami było najważniejsze albo żeby mój pomysł był najlepszy. Ale tak się życie ułożyło. Tak Bóg mi zaplanował życie, że byłem w cieniu moich kolegów, koleżanek. Nie dostrzegałem tego, ale później zaczęło mi to doskwierać.
Zobacz więcej: