SalveNET

Home / Przeczytaj  / Święty Honorat mi towarzyszył – świadectwo Tomasza

Święty Honorat mi towarzyszył – świadectwo Tomasza

Poznajcie Tomasza, który szczególnie doświadczył cudu życia i tajemnicy śmierci. Opowiada o chorobie i śmierci swojej żony i o tym, jakich cudów doświadczyli za wstawiennictwem św. Honorata.

 

Życie jak pole bitwy

 

Nazywam się Tomasz Bielecki dla tych, którzy mnie nie znają. Mam 40 lat. Jestem już starszym panem. Jestem szczęśliwym mężem i mega szczęśliwym ojcem. Mam cudowną córkę, która nazywa się Maria Honorata. Dlaczego Honorata? To jest właśnie ta tajemnica, którą zostawię na sam koniec. Poproszono mnie, abym powiedział coś o sobie. Może nie tyle o sobie, co o tym, co mnie spotkało w życiu. Takie pole bitwy, ale też i czas oddania tego wszystkiego Panu Bogu, między innymi poprzez wstawiennictwo właśnie błogosławionego Honorata Koźmińskiego. Na samym początku chciałbym powiedzieć, że jestem szczęśliwym posiadaczem relikwii ojca Honorata pierwszego stopnia. Mam je w domu. Zajmuje miejsce honorowe.

 

Tragiczna diagnoza

 

Tajemnica życia. Taki dosyć ciekawy temat. Teraz z perspektywy czasu widzę, jak tak sobie myślę, z perspektywy tych wielu lat, jak te wszystkie wydarzenia, chociażby związane z moją żoną Agnieszką, która, która zmarła w 2014 roku, zwłaszcza na dwa lata przed jej śmiercią, były wypełnione cudami. Teraz, tak jak patrzę z perspektywy tego czasu, tych lat, tego wszystkiego, mogę to wszystko podsumować. I faktycznie jest to wielka, wielka tajemnica, piękna tajemnica. Agnieszka bardzo poważnie chorowała. Miała dość rzadką chorobę genetyczną, stwardnienie guzowate. Straciła obydwie nerki. Była dializowana. No i pewnego razu właśnie pojawiły się w naszym życiu relikwie ojca Honorata. Ważną rzeczą, którą chciałbym też powiedzieć, to jest to, że w momencie, kiedy była operowana, usuwano jej drugą nerkę, było bardzo wysokie zagrożenie życia. Ja pamiętam, że bardzo mocno się modliłem właśnie do Honorata. Był taki moment, że zamknąłem oczy i zobaczyłem właśnie jego osobę, tak jak z obrazka, duży, brodaty. Wtedy poczułem taki niesamowity pokój w sercu, że jest ktoś przy mnie. Nie wiem, nie potrafię tego opisać własnymi słowami. W każdym razie jest ktoś przy mnie, ktoś, kto mnie wspiera, przyjaciel, osoba, która jest blisko, osoba, która rozumie mnie i rozumie to wszystko, co wtedy czułem. Byłem cały w lęku. Diabeł też próbował namieszać ostro i niestety chciał wszystko powracać do góry nogami. Pomimo tego bólu, cierpienia, tego wszystkiego, co nas spotkało dokładnie Agnieszkę, właśnie wtedy przyszedł do nas ojciec Honorat w postaci relikwii. Pamiętam, że to był taki bardzo dobry czas. Był z nami cały czas, praktycznie także podczas różnych wyjazdów. Towarzyszyło nam poczucie takiego bezpieczeństwa. To było mega namacalne, mega takie cudowne doświadczenie.

 

Pomoc o. Honorata

 

Zresztą po tej operacji działy się rzeczy także cudowne. Dochodziło do uzdrowienia. Wielokrotnie została stawiana diagnoza, że Agnieszka, moja żona, powinna nie żyć. Lekarze rozkładali ręce. To już były takie dowody, że Pan Bóg nad tym wszystkim czuwa, że jest blisko. Tak samo cała historia, to, że postawił braci kapucynów na naszej drodze. Chociażby głównie ojca Honorata Koźmińskiego, kapucyna. Mi bardzo pomógł. To był czas odchodzenia Agnieszki. To był szósty listopada. Nigdy tego nie zapomnę. Mieszkałem w klasztorze u braci, oni opiekowali się mną, dzisiaj są moimi braćmi i bardzo im jestem za to wdzięczny za ich pomoc. Brat Grzegorz po prostu kazał mi jechać do szpitala. Ja ze sobą wtedy wziąłem relikwię. Pojechałem do Szpitala Bielańskiego w Warszawie. Tam też byłem umówiony na spotkanie z bratem Piotrem. Właśnie kierowaliśmy się w kierunku szpitala. Doświadczyłem trudnych takich chwil przed szpitalem, kiedy czekałem właśnie na brata Piotra, chwil, w których chociażby czułem zapach siary w powietrzu, siarki, brak tchu, straszny lęk i podszepty ducha. To było diabelskie, bo to była walka na śmierć i życie. Zły robił wszystko, żebym tylko do niej nie poszedł. Pamiętam, że wtedy mam w ręku jednym ojca Honorata, w drugim św. Szarbela i mówię: „Ojcze, Honoracie, pomóż, bo jest niedobrze”. Agnieszka odeszła właśnie w obecności ojca Honorata. To było niesamowite doświadczenie.

 

 

Zobacz więcej: