Być odważnym – Ksiądz z osiedla || Rekolekcje adwentowe
Pandemia, wojna, nieszczęście. „Gdzie jest w tym wszystkim Bóg? Gdzie jest to: proście, a będzie Wam dane? Gdzie jest uzdrowienie, kiedy dzieje się coś strasznego?”. Zapraszamy na rekolekcje adwentowe 2022, które specjalnie dla widzów kanału SalveNET głosi ks. Rafał Główczyński SDS, czyli Ksiądz z Osiedla. Poszukajmy wspólnie odpowiedzi na trapiące nas pytania i wątpliwości, aby dobrze przygotować się na przyjście Pana.
Historia pewnego chłopaka
Dobry chłopak był, ale z biednej rodziny – rozpoczął ks. Rafał Główczyński SDS. – W pewnym momencie zaczął myśleć o tym, żeby księdzem zostać, ale zanim to nastąpiło, jak był mały, to miał już takie niezwykłe sytuacje. Podczas Pierwszej Komunii św. wszyscy sobie siedzą, a on nagle patrzy w górę, w lewo, w prawo, jakoś tak nienaturalnie się zachowuje. Potem pytają go, gdzie tak patrzył? On wtedy mówi: „Widziałem gołębia, jak fruwał w kościele”. „Tam nie było żadnego gołębia”, mówi mama, a on odpowiada, że widział. Później zaczęły dziać się w jego życiu jeszcze kolejne nadzwyczajne wydarzenia, więc zaczął w ogóle chodzić do kościoła codziennie i o Panu Bogu mówić. W rodzinie jednak nie działo się dobrze i byli biedni. Pogorszyło się jeszcze, kiedy jego tata uległ wypadkowi podczas pracy. W stajni kopnął go koń, zmiażdżył mu żebra i w ogóle bardzo poranił wnętrzności. Od tego momentu to właściwie był tylko w stanie leżeć, więc cały ciężar utrzymania domu i wychowania tego młodego chłopaka i jeszcze brata, dbania o wszystko w ogóle, spoczął na jego matce, która bardzo ciężko to znosiła psychicznie. Stała się wręcz wredna. Nie dlatego, żeby taka zawsze była, ale tak dużo pracy, obowiązków i natłoku problemów, w którym sobie totalnie nie radziła, spowodowało, że trzeba było po prostu tak, a nie inaczej się zachowywać. Kiedy usłyszała od synka, że chciałby się uczyć dalej, pójść do gimnazjum, potem do liceum, żeby zdać maturę i pójść do seminarium, to usłyszał: „Dzieciak bardziej niż tej twojej nauki, to my potrzebujemy pieniędzy na spłatę długów”. No i ten chłopak, o którym mówię, powiedział: „Dobra”. Poszedł do pracy. Pracował przy budowie kolei, przy budowie mostu, potem był też malarzem i zaczął zarabiać całkiem przyzwoicie. Po dwóch latach takiej pracy, czy nawet trzech, wrócił z pieniędzmi do domu i powiedział, mamie: „To jest na spłatę naszych długów i żeby nam w domu było choć trochę lepiej. Czy teraz mogę iść się uczyć?”. Wtedy żadnego protestu już nie było.
Bóg wzywa nas do wielkich rzeczy
Chłopak poszedł do gimnazjum, do liceum, zdał maturę, potem poszedł do seminarium. Tam generalnie traktowano go tak, że mówiono: „Jesteś taki raczej średni, w ogóle, wprawdzie intelektualnie to tylko nauka języków ci idzie, ale jak się na ciebie patrzy, to tam szału nie ma”, ale on się nie zrażał. Pewnego dnia powiedział do swojego kolegi, wtedy kleryka, że on ma takie rozeznanie, powołanie, że Bóg to by chyba chciał, żeby on w przyszłości założył nowy zakon. Wydaje mu się, że jest taka potrzeba pracy ze świeckimi, żeby to wszystko jakoś tak lepiej połączyć. Jego kolega tak tego posłuchał i powiedział: „Brzmi nieźle, tylko wiesz co, ty chyba nie masz tego zrobić, bo się do tego nie nadajesz. Ojciec Franciszek Maria od Krzyża Jordan, o którym właśnie mówię, założyciel zgromadzenia, do którego należę, tymi słowami się nie zraził, bo był pewien, że Bóg tak chce. Potem zrobił wszystko, aby ten plan zrealizować. Założył zgromadzenie zakonne, które obecnie posługuje praktycznie na wszystkich kontynentach świata i przyprowadza wiele osób do Chrystusa. Pochodził z biednej rodziny, gdzie brakowało na wszystko, miał problemy z nauką. Totalnie nie szła mu matematyka. Maturę ledwo zdał tylko dlatego, że pracę językową napisał w kilkunastu językach. W Ewangelii z trzeciej niedzieli Adwentu słyszymy o świętym Janie Chrzcicielu i jak Jezus właśnie pyta swoich słuchaczy: „Kogo wyszliście zobaczyć na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze”. To właśnie słyszymy. Jezus mówi, że Jan Chrzciciel to dla niektórych była taka trzcina. Tak o kimś powiedzieć, to raczej nie brzmi jako komplement. Też w innym fragmencie czytamy, że on tam był w sierści wielbłądziej, przepasany skórzanym pasem, także tak zewnętrznie dla ówczesnych naprawdę nic szczególnego. A jednak właśnie Jezus o nim mówi, że trzeba było go słuchać. „On mówił prawdę, on mówił o Mnie. Gdybyście Jego słuchali, to byście mnie teraz rozpoznali”.
Zobacz więcej: