Można rozmawiać z Bogiem. On daje rozwiązania na wszystko – świadectwo Mariusza
Wiara uzdrawia. Bywa, że wręcz namacalnie. W życiu Mariusza było tyle nieszczęść i problemów, że trudno pojąć, w jaki sposób mogło to dotyczyć tylko jednego człowieka. Drwiny rówieśników, uzależnienia, kontuzje, wypadki, myśli samobójcze, depresja, dręczenie złych duchów. A jednak plan Boży był inny. Nasz dzisiejszy bohater przezwyciężył, z pomocą Opatrzności, każdą przeszkodą. Posłuchajcie, w jaki sposób Bóg dotknął serca Mariusza.
Kasia Supeł-Zaboklicka: Codziennie upadamy i podnosimy się i tak dzień w dzień. Na szczęście jest Ktoś, kto zawsze na nas czeka. Gdyby nie nawrócenie to gdzie byś teraz był?
Mariusz: Gdzie bym był? W najlepszym wypadku byłbym takim typowym patolem z żoną, w klapkach, białymi skarpetkami i torbą z Biedronki i rozkazywałbym z browarem w ręku kobiecie, która by ze mną była. To jest najlepszy scenariusz. A najgorszy, znaczy najbardziej prawdopodobny, to zwyczajnie bym nie żył.
Kasia Supeł-Zaboklicka: Dlaczego?
Mariusz: Proste pytanie, na które trudno odpowiedzieć, bo moje życie nie było do końca kolorowe. Po prostu, moja droga prowadziła tylko w jedną stronę bez wyjścia.
Kasia Supeł-Zaboklicka: A jakie było twoje życie?
Mariusz: To było takie typowe imprezowe życie. Byłem uzależniony od alkoholu, od narkotyków, to było raczej na porządku dziennym. Bawiłem się też w handel narkotykami. Mówię o tym, że codziennie po prostu albo byłem nachlany, albo jarałem, albo coś innego. O takim stylu życia mówię, no i oczywiście towarzystwo, w którym siedziałem. Uważaliśmy to za ciekawe rozwiązanie. Nie wiem, takie życie po prostu wybraliśmy. Tak było dobrze. Ja to teraz nazywam po prostu znieczulaniem, że po prostu człowiek musiał się znieczulić, bo życie mu się nie podobało. No i tak było, część moich znajomych poumierała, ktoś popełnił samobójstwo. Ktoś przedawkował, ktoś poszedł do pierdla, coś tam różne takie były epizody. Ja się nabawiłem dość mocnej depresji. Bardzo mocnej depresji, ale próbowałem ją zagłuszyć właśnie tym alkoholem. Tymi, że tak powiem używkami. No, ale ona dawała znać o sobie i co jakiś czas, znaczy średnio od 5 do 15 razy dziennie, miałem takie myśli, że może by skończyć ze sobą, bo nie podoba mi się to życie, w którym jestem. Nie podoba mi się nic totalnie. W moim życiu jestem na dnie, nic nie osiągnąłem, nic nie mam i po prostu wydawało mi się, że jak mnie nie będzie, to ludziom będzie lżej beze mnie.
Kasia Supeł-Zaboklicka: Mariusz, wszystko musimy rozłożyć trochę teraz na czynniki pierwsze. Twoje życie ci się nie podoba, bo coś jest nie tak w domu, bo coś jest nie tak w szkole, bo tacy a nie inni znajomi. Dlaczego twoje życie tobie się nie podoba?
Mariusz: Muszę od początku zacząć, od tego, co wpłynęło na to w ogóle, kim byłem. Ogólnie byłem sobie cichym, nieśmiałym człowieczkiem. W naszym domu rodzice zaczęli się rozwodzić. To spowodowało, że się w ogóle zamknąłem na środowisko, na otoczenie. I jak w podstawówce jeszcze w miarę udawało mi się rozmawiać z ludźmi, tak jak przyszedłem do gimnazjum, to już totalnie nie potrafiłem rozmawiać. Na dodatek, jak już mieszkałam sobie sam z mamą, to wiadomo, było trochę mniej pieniędzy, bo już nie dwoje rodziców. Nie dość, że byłem nieśmiały, to jeszcze byłem biedniejszy, a dzieciaki są bezlitosne. W gimnazjum nabijała się ze mnie cała szkoła, bez wyjątku. Nie mogłem w ogóle przejść sobie korytarzem spokojnie, żeby po prostu nie bać się tego, że ktoś po prostu czymś we mnie nie rzuci, nie napluje, nie zrobi cokolwiek. Bo byłem nieśmiały i biedny.
Zobacz więcej: