Drogą do przemiany jest Chrystus – świadectwo Filipa
Poszukiwania sensu życia mogą wyglądać bardzo różnie, tak jak w różny sposób Pan Bóg przemawia do ludzi. Droga do Pana Jezusa, Jego odnalezienie, bywa spektakularne – pod wpływem cudu czy ważnego wydarzenia, czasem dzięki doświadczeniu wiary bliźnich. Historia Filipa to fascynująca intelektualna wędrówka w poszukiwaniu Chrystusa. Filip pochodzi z rodziny protestanckiej, wybrał jednak życie w Kościele katolickim. Dziś opowiada o swoich poszukiwaniach, przemianie, znaczeniu lektury Pisma Świętego i Eucharystii.
Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Jest jeden Bóg w trzech osobach, ale bywa i tak, że ta droga do Boga wymaga i czasu, i cierpliwości. Wymaga skupienia, wymaga nadziei, wymaga wiary. To jak do tego Boga dojść? O tym rozmawiać dziś będę z Filipem. Dzień dobry.
Filip: Dzień dobry.
Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Jak się dochodzi do tego, że jest jeden Bóg w trzech osobach?
Filip: Pierwszym krokiem zazwyczaj jest wszystko to, co otrzymujemy od innych osób, które już to wiedzą, w to wierzą. W moim przypadku była to wiara przekazana przez rodziców. Przez rodziców, którzy byli bardzo mocno wierzący i bardzo entuzjastycznie wierzący, ale byli protestantami. Więc ja żyłem w domu, w którym było wręcz oczywiste istnienie Boga, Jego realność, realność Jego działania, prawdziwość Pisma Świętego. I wydaje mi się, że tak jak początki naszego świadomego myślenia, pierwsze użyte słowa gdzieś dzieją się jeszcze poza naszą pamięcią, w jakiejś zamierzchłej przeszłości, którą pamiętają pewnie nasi rodzice, nasi bliscy, a my jeszcze nie, pewnie tak samo jest z wiarą. Pytanie, co się wydarzy później?
Katarzyna Supeł-Zaboklicka: A co się dzieje później? Powiedz, czy wśród swoich znajomych, przyjaciół, rodzinę masz protestantów? Czy właśnie w takim środowisku rodzice chcą, żebyś się wychowywał?
Filip: Czas mojego dzieciństwa przypadał na lata 90. I te pierwsze lata były powiązane z przyjęciem tego wszystkiego, w co rodzice wierzyli, a więc też samodzielną lekturą Pisma Świętego jeszcze w wieku tych kilku lat, dziecięcymi modlitwami i oczywiście otoczeniem wspólnoty charyzmatycznej. Natomiast cała ta historia się komplikowała w życiu rodzinnym, kiedy niekiedy z różnych przyczyn ten entuzjazm trochę zgasł, trochę gdzieś tam się stłumił i już w tym wieku dziecięcym, na poziomie szkoły podstawowej czy gimnazjum, już nie było takiej modlitwy i życia z Bogiem w mojej rodzinie i w moim życiu. Więc ta droga bywa kręta. Moją uwagę zajęły inne rzeczy, pewnie typowe dla chłopca w tym wieku. Natomiast czymś, co chyba z jednej strony nie dawało spokoju i sprawiło, że później jednak do Boga wróciłem i odkryłem Go, już można powiedzieć, na nowo, samemu i osobiście i świadomie, w wieku 14 lat, to były rzeczy złe. To znaczy taki niepokój związany trochę z poczuciem, że nie wszystko, co robię, nie wszystko to, jak żyję na co dzień, jest dobre i nie umiem tego zmienić.
Katarzyna Supeł-Zaboklicka: A co masz na myśli?
Filip: Nie mówię o niczym spektakularnym, ale niemniej jednak wiem, że także i dzieci są zdolne do czynienia zła, nawet w tym ograniczonym zakresie, takim jak dokuczanie kolegom w klasie i uczestnictwo w takim procederze, który jest chyba jednym z takich gorszych rzeczy, jakie dzieją się w szkołach. Ja też tam byłem w tym obecny, a jednocześnie cały czas czułem, że to nie jest dobre. Wracałem do domu i myślałem sobie, że gdzieś jestem uwikłany w zachowania, których tak naprawdę nie akceptuję, które wiem, że są złe, a jednocześnie nie jestem w stanie go zmienić. Wchodzę z powrotem w tę samą rolę każdego dnia, kiedy wracam do szkoły.
Katarzyna Supeł-Zaboklicka: I zobacz, ja mam wrażenie, że to dzieje się niezależnie od wieku, czy jest się dzieckiem, które też albo się przypodobać, albo żeby znaleźć kolegów koleżanki, wchodzi w rolę, która nie do końca mu pasuje. Z drugiej strony ludzie dojrzali robią dokładnie to samo. Często robimy to w pracy, często robimy to wśród naszych znajomych. Bo z jednej strony tak wypada, bo z drugiej strony tak jest wygodniej, bo łatwiej będzie nam się żyło.
Filip: Tak, tak, to prawda. To niestety nie jest łatwe, że zostawia się te pokusy zupełnie w jakimś wieku, to raczej trzeba się z nich rzeczywiście jakoś wydobyć, jakoś je przezwyciężyć. Ja nie byłem w stanie tego zrobić, ale też inne rzeczy też pewnie jakieś już związane typowo z dojrzewaniem, jak konflikty z rodzicami, popchnęły mnie na drogę takiego zaniepokojenia, w którym czułem, że nie do końca odpowiada mi to, kim jestem, jaką jestem osobą. Nawet nie wynikało to z jakiegoś już aktywnego udziału rodziców, bo rodzice np. nie wiedzieli o tym, w jaki sposób na co dzień zachowuję się w szkole i też nie dręczyli mnie jakoś tym, że się zachowuję źle i są ze mnie niezadowoleni, to raczej mi coś wewnętrznie nie dawało spokoju. A z drugiej strony były też te dobre rzeczy, które mnie na tę drogę do Boga skierowały. No bo mimo tego braku już mojej praktyki, takiej osobistej modlitwy, jakiejś więzi z Bogiem, wciąż jeszcze zachowałem jeden zwyczaj, który okazał się być później zbawienny, to znaczy, czytałem jeden rozdział Pisma Świętego przed snem. W zasadzie nie rozumiałem nawet tego, co czytałem. Czytałem z przyzwyczajenia, jeszcze przez te późniejsze dziecięce lata i odkładałem później Biblię, ale nie przemawiało to do mnie w żaden sposób przez wiele lat.
Zobacz więcej: