Widziałem rzeczy, o których nawet nie śniłem, że są możliwe – świadectwo Tomasza Kawiorskiego
Jak rozeznać powołanie? Jakie decyzje podjąć? W jaki sposób kierować swoim życiem? To częste pytania, które zadają sobie ludzie młodzi i nie tylko młodzi. Także bohater niniejszego świadectwa stanął przed ważnymi wyborami i wtedy zaufał Panu Bogu. Dziś nie żałuje. Tomasz Kawiorski jest szczęśliwym człowiekiem, zaangażowanym w ewangelizację. W tej historii są egzotyczne wyjazdy, chwile zwątpienia, ale przede wszystkim cuda i opieka Bożej Opatrzności.
Kasia Supeł-Zaboklicka: Jak właściwie rozeznać swoje powołanie? Jak znaleźć dobrą żonę?
Tomasz Kawiorski: To jest bardzo dobre pytanie, dlatego że ja czekałem na swoją małżonkę 35 lat. Też poznawałem różne powołania, bo byłem bardzo bliski wstąpienia do kapucynów i to w San Giovanni Rotondo. Rozważałem też wstąpienie do bractwa takiego mistyka, brata Elia i właśnie małżeństwo. I zapytałem kiedyś brata Elia, jakie jest moje powołanie. I on powiedział: „jak chcesz, to możesz być ojcem. Możesz być księdzem lub możesz też wstąpić do mojego bractwa. I to, co czujesz w sercu, to rób”.
Kasia Supeł-Zaboklicka: Ale z jednej strony daje ci odpowiedź na to pytanie, a z drugiej strony właściwie tej odpowiedzi tak naprawdę nie otrzymujesz. Możesz być ojcem, możesz wstąpić do zgromadzenia, możesz żyć tutaj, tutaj z nami. Powiedz mi, jak odnaleźć właściwą drogę? Jak się nie pomylić?
Tomasz Kawiorski: Myślę, że ważne jest rozeznanie. Ja już byłem umówiony właśnie w San Giovanni Rotondo i chciałem wstąpić do kapucynów. Już byłem z walizkami we Włoszech. I właśnie 8 września, jakieś trzy lata temu, modliłem się, bo to urodziny Maryi: „Maryjo, jeżeli mam nie wstąpić do tych kapucynów, to zatrzymaj mnie”. I rzeczywiście dostałem SMS od tych kapucynów, że jest 50-lecie śmierci Ojca Pio i że się dużo dzieje w klasztorze, i czy mógłbym przyjechać dwa tygodnie później. Więc to był dla mnie taki naprawdę znak, że jednak to nie jest moja droga i poznawałem kolejne drogi, aż poznałem Olę. I też dostawałem takie niesamowite znaki, właśnie będąc półtora roku temu w Medjugorie na Sylwestra. Poprosiłem bardzo konkretnie, będąc na górze Krysiewicz: „Panie Boże, jeżeli chcesz, aby Ola była moją żoną, to otworzę teraz Pismo Święte i chciałbym znaleźć tam słowo żona, wesele albo małżeństwo. I otworzyłem. I nie jest tak, że szukałem po całej kartce tego słowa. Tylko tam, gdzie mi dokładnie padł wzrok, było dwa razy napisane żona, żona w dwóch miejscach w jednym zdaniu. Więc dla mnie też to było ważne oprócz tego, co czułem w sercu. Oprócz tego, że byłem zakochany i wszystkie moje emocje mnie do tego pchały, to jeszcze dostałem takie bardzo mocne potwierdzenie i trzy miesiące później się oświadczyłem.
Kasia Supeł-Zaboklicka: Tomek, zaczynamy od samego początku, w jakiej rodzinie się wychowałeś?
Tomasz Kawiorski: Wychowałem się w tradycyjnej, pięknej rodzinie. Mam czwórkę rodzeństwa. Oczywiście, byłem ministrantem. Rodzice wychowywali nas w wierze. Jednak później właśnie na studiach wyjechałem na wymianę studencką do Singapuru. Tak mi się tam spodobało, bo to są tropiki. Naprawdę świetna azjatycka kuchnia. Gdy tylko obroniłem pracę magisterską, już kilka dni później wyjechałem do Singapuru i zostałem tam przez prawie siedem lat. Rzeczywiście, w Singapurze mieszają się wszystkie kultury. Tam tylko ok. 40% ludności jest tam urodzona. Poza Singapurem chyba nie ma takiego drugiego kraju na świecie, gdzie mieszają się wszystkie kultury. I był taki moment w Singapurze, że zupełnie straciłem wiarę. Wszystko zmieniło się, jak wróciłem do Polski na wakacje. To był 2017 rok i właśnie wpadła mi w ręce książka Alicji Lenczewskiej, takiej mistyczki ze Szczecina. I po przeczytaniu tej książki cała moja hierarchia wartości, pragnienie, żeby robić karierę, żeby mieć super komfortowe, fajne życie, wywróciła się do góry nogami. I w tym jednym momencie wszystko się zmieniło.
Zobacz więcej: