Słowo Boże zabrało smutek z mojego życia – świadectwo Iwony Pietrali
Bóg dotyka człowieka na różne sposoby. Do Iwony przemówił przez muzykę – w sposób niezwykły, chociaż w wydawałoby się w zwyczajnej sytuacji, w drodze do pracy. Iwona odpowiedziała na to wezwanie w najlepszy możliwy sposób – wykorzystując dar, zaczęła tworzyć piosenki, które przybliżają do Bożej miłości. Zanim to wszystko zaczęło się dziać, były też trudne chwile – życie w wielkim mieście na obczyźnie i momenty zwątpienia.
Kasia Supeł-Zaboklicka: Jak rozwijać talent? Jak go odkryć?
Iwona Pietrala: U mnie to stało się kilka lat temu, w 2017 roku. Tak naprawdę nigdy nie myślałam, że będę śpiewać. Pan Bóg to dla mnie zaplanował. To było tak, że po prostu kiedyś, idąc do pracy, zaczęłam słyszeć melodię, słowa w sercu, wiedziałam, że to jest nowy utwór, że to jest coś. To było takie odczucie, jakby ktoś wtłaczał coś we mnie, nowy utwór do serca, więc szybko to nagrałam na dyktafon. To były takie słowa: „w Twojej mocy kroczę Panie i na zawsze już tak chcę, bo to Ty mnie umiłowałeś. Twoje ręce unoszą mnie” i ja tak szłam do pracy. Usłyszałam te słowa, usłyszałam tę melodię. Nagrałam to szybciutko na dyktafon i od tego się wszystko zaczęło.
Kasia Supeł-Zaboklicka: Ale wcześniej śpiewałaś w ogóle?
Iwona Pietrala: Kiedyś jak byłam malutka, to bardzo dużo. Chodziłam po mieszkaniu i sobie nuciłam. Śpiewałam, ale myślałam, że żeby śpiewać, to trzeba skończyć szkołę muzyczną.
Kasia Supeł-Zaboklicka: Trzeba się tego nauczyć.
Iwona Pietrala: Także trzeba się tego nauczyć. A ja pamiętam, że w czasie liceum interesowałam się bardziej sportem i brałam udział w różnych zawodach. Biegałam, skakałam w dal, grałam w koszykówkę, aczkolwiek zawsze lubiłam śpiewać i nucić. A później, już po tym, jak napisałam pierwszy utwór, zaczęłam pisać jeden po drugim. Robiłam to prawie codziennie, nie mogłam przestać. Zazwyczaj po mojej modlitwie porannej, jak czytam Pismo Święte, to gdzieś w drodze do pracy, czy jak się właśnie modlę, to przychodzą nowe melodie, słyszę, nagrywam. No i od tego momentu, kiedy powstała pierwsza piosenka, właśnie pamiętam, że chyba przez miesiąc napisałam około dwudziestu utworów.
Kasia Supeł-Zaboklicka: Materiał prawie na dwie płyty.
Iwona Pietrala: Tak, więc zaczęłam się pytać Pana Boga, co dalej z tym zrobić. I dostawałam takie właśnie słowa na modlitwie: „Śpiewaj Panu. Pieśń nowa ogłasza Moje królestwo, córko Jeruzalem”. I pamiętam że przyszło do Mnie takie przekonanie właśnie w czasie modlitwy, że nagram w tym roku płytę.
Kasia Supeł-Zaboklicka: Uśmiechnęłam się sama do siebie. To przekonanie trafiło do serca i do głowy?
Iwona Pietrala: Kasiu to było tak, że ja po prostu wiedziałam, że to nie jest moje do końca, że to zostało mi dane. I jak napisałam 20,30 utworów, to wiedziałam, że nie mogę tego schować do szafki, żeby to się kurzyło. Tylko że to po prostu musi świat usłyszeć.
Kasia Supeł-Zaboklicka: To jest właśnie ten talent, który otrzymujemy i który trzeba pomnażać. Nie można go zakopać. A jak wyglądało twoje życie przed 2017 rokiem? Bo to nie było tak, że to było jakieś gwałtowne nawrócenie, że te słowa, ta muzyka do ciebie po prostu ot tak sobie przyszły. Była modlitwa, był Pan Bóg obecny.
Iwona Pietrala: Tak, ale rzeczywiście miałam taki moment nawrócenia w 2013 roku. Wychowałam się w rodzinie katolickiej, chodziliśmy do kościoła, aczkolwiek do czasu liceum nigdy nie doświadczyłam Pana Boga jako żywego Boga. Myślałam, że to jest taka tradycja, że to są jakieś takie polskie zwyczaje, że wszyscy chodzą do kościoła. I pamiętam, że jak po liceum wyjechałam do Anglii, to tam poznałam ludzi, którzy w ogóle nie chodzili do kościoła. Zaczęły się imprezy, zaczęły się jakieś związki. I gdzieś ten Pan Bóg zaniknął. Rzeczywiście po prostu można powiedzieć, że ja troszkę zapomniałam o swojej wierze i o tych doświadczeniach, które gdzieś tam miałam z okresu dorastania.
Kasia Supeł-Zaboklicka: Bo może to nie był Pan Bóg.
Iwona Pietrala: Tak, dlatego, że ja gdzieś tam stałam zawsze na końcu w kościele. Nie mogłam się doczekać, kiedy już będę mogła stamtąd wyjść, bo nic nie doświadczyłam. Ale właśnie przyszedł taki moment, jak już byłam po studiach i musiałam się przeprowadzić z Portsmouth do Londynu w 2013 roku w styczniu. I tam doświadczyłam takiej ogromnej samotności. Tego, że wszyscy żyją tam w biegu. Nikt na siebie tak naprawdę nie zwraca uwagi. Pamiętam, że jak się tam przeprowadziłam, to bardzo długo nie miałam takich prawdziwych przyjaciół. Też pamiętam, że pracowałam w korporacji i to był taki wyścig. Ja cały czas czułam się, jakbym po prostu biegła za czymś. Nie wiem za czym, czułam w środku, że jest coś więcej. Nie wiedziałam, co to do końca jest. Kto to jest. I był właśnie taki czas na początku mojej przeprowadzki do Londynu, że bardzo długo nie mogłam znaleźć mieszkania. I nawet takiego pokoiku, żeby właśnie tam zamieszkać, bo ciągle trafiałam na takie nieciekawe miejsca.
Zobacz więcej: