Porucznik Pogonowski i Cud nad Wisłą 15 sierpnia 1920 – Ewa J. P. Storożyńska
Potrzebujemy Światła z Nieba. Z historii możemy dowiedzieć się, że Bóg dał naszym przodkom szczególną Orędowniczkę – Matkę Bożą Łaskawą, Strażniczkę Polski. Jak Maryja ratowała lud Warszawy w przeszłości? Czego możemy nauczyć się z postawy młodego kapłana i wydarzeń z początku XX wieku? Mówi o tym Ewa J. Storożyńska, autorka książki „Matka Boża Łaskawa a cud nad Wisłą”.
Żertwa ofiarna
„Największy cud będzie 15 sierpnia – rozpoczęła Ewa J. Storożyńska. – Mamy tutaj postać porucznika Pogonowskiego. Porucznik Pogonowski jest łodzianinem. Jest zawodowym oficerem. Od sześciu lat jest na froncie, bo przecież pierwsza wojna światowa. Sześć lat służy zawodowo w armii. Jest bardzo ceniony, subordynowany, same superlatywy. I tenże porucznik Pogonowski prosi o urlop i na początku sierpnia udaje się do Łodzi, do swojej rodziny, gdzie spisuje testament. Mówi jak chce być pochowany, w jakim miejscu, w jakim stroju i robi podobnie jak ksiądz Skorupka. Ofiarowuje swoje życie jako żertwa ofiarna Bogurodzicy w zamian za zwycięstwo polskiej armii, za pokonanie bolszewików. Mamy dzień 13 sierpnia. Porucznik Pogonowski otrzymuje rozkaz od generała Żeligowskiego, w którym to rozkazie czytamy, że ma o godzinie piątej rano znaleźć się przy drodze, która biegnie od Zegrza do Radzymina na wysokości wioski Kąty Wólczańskie i tam ma czekać na polskie oddziały. Wiadomo, że w tej okolicy są obozowiska bolszewików, więc gdyby bolszewicy Polaków zauważyli, to ma po prostu ich osłaniać, żeby mogli jednak w tym kierunku na Warszawę przebić się. Rozkazy były jasne, nieskomplikowane, nic tu nie było do wymyślenia. Miał być o godzinie piątej rano ze swoim batalionem pod miejscowością Kąty Wólczańskie. Nic trudnego, nic specyficznego, nic groźnego. Bóg działa, jak chce. I jeżeli ktoś się zgłasza, że chce być żertwą ofiarną, ofiara zostaje przyjęta. Od tego momentu już rządzi tylko i wyłącznie Bóg”.
Interwencja Maryi
„Kiedy batalion porucznika Pogonowskiego znajduje się w miejscowości Wólka Radzymińska, jest godzina około pierwszej w nocy. Widzi w pewnej odległości ogniska bolszewików, więc rozumie, że tam są pozycje, że tam po prostu odpoczywają bolszewicy. Jest jeszcze 14 sierpnia, bo następnego dnia, czyli 15, wejdą do Warszawy. Po północy, czyli już 15 sierpnia, porucznik Pogonowski wydaje zupełnie absurdalny rozkaz ataku na te płonące ogniska. Nie wie, ilu jest tych bolszewików. W ogóle nie ma pojęcia, z kim ma do czynienia, bo jest czarna noc. Po prostu jest to pełna partyzantka. Tym bardziej, że pamiętamy, że 1 sierpnia wyszedł rozkaz generała Sikorskiego, że kara śmierci, rozstrzelanie dla każdej osoby, dla każdego żołnierza zwykłego i oficera za niewykonanie rozkazu. A tutaj można powiedzieć, że zupełnie niefrasobliwie po północy pada rozkaz, że batalion ma ruszyć na te ogniska, które gdzieś tam w oddali płoną. Proszę państwa, no wiadomo, wywiązuje się chaotyczna walka, bo inna być nie może, bo jest noc. Tam ci bolszewicy są obudzeni. Zaczynają walczyć, jest ich znacznie więcej, jak się okazuje. Zaczyna się bezwładna strzelanina. Oni mają ciężki sprzęt, więc wchodzą w grę również i działa. No w ogóle absurd. Trudno walczyć, jak się absolutnie niczego nie widzi. I rzeczywiście jest to sytuacja absurdalna. Do momentu, kiedy w czasie, w ferworze tych strzałów chaotycznych i bezsensownych, nagle na niebie nie pojawia się ogromna postać Bogurodzicy. Proszę Państwa, Bogurodzica jest żywa. Jej płaszcz rozwiewa się na wietrze. Z krawędzi tego płaszcza wychodzą promienie światła. Ten płaszcz porusza się na wietrze. Jest doskonale widoczny. Matka Boża ma w rękach tarcze, od których odbijają się pociski wystrzelone przez bolszewików i wracają tam, skąd zostały wystrzelone. To to był widok, którego nikt nie mógł zapomnieć”.
Zobacz więcej: