SalveNET

Home / Przeczytaj  / Mijam Boga || Szymon Janowski OFMCap – o życiu i o przemijaniu

Mijam Boga || Szymon Janowski OFMCap – o życiu i o przemijaniu

Mijanie Pana Boga, to w zasadzie uciekanie przed Nim. Br. Szymon Janowski OFMCap mówi dziś o odwadze nieuciekania przed Bogiem, a także o głębi relacji z Nim – niezależnie od okoliczności oraz od innych ludzi.

 

Co jest moim chrześcijaństwem?

 

„Poruszamy się w tych naszych odcinkach w temacie mijania, a w zasadzie uciekania, tak naprawdę bym powiedział – mówi br. Szymon. – To słowo bardzo pasuje do tych naszych kontekstów, to są pewne ucieczki i w kontekście mijania się z Panem Bogiem. To może zrobię refleksję na początek o tym czasie pandemii, który mam nadzieję już się kończy, bo jesteśmy zmęczeni tym wszystkim. Ale było to bardzo mocne doświadczenie i dużo o tym myślałem w trakcie trwającej kwarantanny. Tylu różnych rzeczy nie mogliśmy robić. Zamknięte całe życie ludzkie po prostu, nic nie można było robić, nawet oddychać, bo tylko maseczka, a wiemy, jak się oddycha przez maseczkę. W każdym razie chodzi mi o to, że to dotknęło też naszej relacji z Bogiem, naszego chodzenia do kościoła, że nagle zostaliśmy postawieni w tak bardzo radykalnej sytuacji, że niektórzy mówili: „Tak nie było nawet za Hitlera, tak nie było za Stalina, tak nie było, za Napoleona”. Nie wolno było pójść na pielgrzymkę, nie wolno było pójść do kościoła na Święta Wielkanocne. To było trudne. Ja nie mówię teraz, czy to było dobre czy złe. W ogóle to nie ten temat, ale to pytanie, które sobie postawiłem dzięki znajomemu protestantów, który wrzucił na Facebooka taki tekst, takiego mema czy taki obrazek. Nie wiem, jak to nazwać. W każdym razie to był obrazek, na którym było napisane: „Co zostanie z twojego chrześcijaństwa, jeżeli nie będziesz mógł pójść do kościoła?”. I to pytanie jest jak młot po prostu między oczy. To jest uderzenie w samo serce człowieka wierzącego, bo ono dotyka właśnie tak naprawdę głębi mojej relacji z Bogiem. Bo jeśli moja wiara opiera się wyłącznie na sprawowaniu jakiegoś zewnętrznego kultu, to znaczy ja pójdę do kościoła raz w tygodniu, w niedzielę i mam poczucie tego, że jestem dobrym katolikiem, bo wypełniłem jakiś obowiązek, to w momencie, kiedy nie mam tej możliwości, co zostaje z mojej wiary? Czego ja daję świadectwo, jaką wiarę wyznaje i co jest moim chrześcijaństwem, co jest jego treścią? Myślę, że dla wielu z nas ten czas mógł być właśnie takim odkryciem tego, że ja się tak naprawdę mijam z Bogiem, że ja swoją wiarę opieram tylko na tym, co zewnętrzne”.

 

Wypłyń na głębię

 

„Nagrywamy ten odcinek chwilę po Bożym Ciele i w wielu z nas nie uczestniczyło w procesji Bożego Ciała albo uczestniczyło w jakiejś takiej szczątkowej formie na parkingu przed kościołem, na placu, w samym kościele. I myślę, że wielu z nas miało takie poczucie ludzie: „Ale beznadzieja”. Co to za Boże Ciało? Nie ma czterech ołtarzy, nie ma brzózek. Nie było sypania kwiatków, bo ksiądz w kościele nie chciał pozwolić. No i mamy poczucie niedosytu, że beznadziejne święto. Co to za uroczystość? Strażacy nie grali na trąbkach. Można mieć takie poczucie. Tylko ja sobie myślę tak, że bardzo dobrze, że tak było. Bardzo dobrze, że przeżyliśmy taki czas tak naprawdę rekolekcji, bo one pozwoliły nam zobaczyć, o co nam chodzi w Kościele, jaką wiarę my wyznajemy, w co my wierzymy, czy wyznajemy jakieś lęki, strach, czy naprawdę wierzymy w Pana Boga, bo myślę, że ta uroczystość, nawet jeżeli była sprawowana tak bardzo prosto i zwyczajnie, to miała wartość. Mówię o Bożym Ciele, uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej, a przeżyte z wiarą to ma o wiele większą wartość, niż gdybyśmy mieli iść 20 kilometrów nawet w procesji na Boże Ciało. I może kogoś to bulwersować, że tak mówię, ale tak uważam i wzywam każdego z nas, drodzy moi bracia i siostry katolicy, żeby tak jak mówił Pan Jezus, wypłynąć na głębię. My to często słyszymy. To po prostu jest śpiewane i odmieniane przez wszystkie przypadki. A co to tak naprawdę znaczy? Tego właściwie nikt nam nie mówi”.

 

Zobacz więcej: