Jak dobrze przeżyć Adwent? – rozmowa z o. dr. hab. Waldemarem Linkem CP
Czas adwentu w Kościele katolickim to szczególny okres radosnego oczekiwania na przyjście Pana. Ale na które przyjście Pana – pierwsze, drugie czy trzecie? Na to i inne pytania odpowiada o. dr hab Waldemar Linke, pasjonista. „Czekamy na to, żebyśmy się w końcu nawrócili. I wtedy to wszystko, co wspominamy, zaczniemy przeżywać jako rzeczywiste. Bo to też jest trochę takie nawrócenie od wspominania do życia. Wszystkie te idee teologiczne, obrazy, które podsuwa nam pobożność – i ta liturgiczną, i ta ludowa – to są tylko impulsy, które mają nas prowadzić do jednej zasadniczej decyzji, żeby zrobić kolejny krok zbliżający nas do Boga, żeby trochę bardziej do Boga przylgnąć” – mówi o. Waldemar Linke CP.
Obrazki adwentowe – bagaż czy dziedzictwo?
„Z wzniosłymi ideami to jest tak, że one są piękne, ale tak jak czystym tlenem się nie oddycha, tak czystymi ideami – powiedział o. Waldemar Linke CP. – I jedno, i drugie może zawrócić w głowie. Te obrazki, którymi stymulujemy naszą wyobraźnię, nasze emocje, naszą wrażliwość czasami bywają wręcz naiwne. I my widzimy, że są naiwne. Są nam potrzebne, aby nie zapomnieć, że wielkie idee wcielają się w życiowy kontekst albo pozostają tylko ideami. Więc ja bym tego całego bagażu kulturowego nie wyrzucał tak beztrosko na śmietnik. Bo z czym zostaniemy? Może nie wszyscy tak to odczuwają, ale dla mnie istnieje pojęcie przestrzeni nazbyt posprzątanej. Kiedy ona jest tak wysprzątana, że aż boli, że stanowiłaby idealne prosektorium, ale na dom się nie nadaje. Myślę, że tego duchowego świata nie możemy wysprzątać ze wszystkiego, co przemawia do nas prostym językiem codzienności, zwyczaju, wyobraźni religijnej. Ale też musimy patrzeć na to z pewnym dystansem, wiedzieć, że nie o to chodzi”.
Coś się kończy, czy coś się zaczyna?
„Mi się ten świat jakoś podoba, ma swoje dobre strony. Jakoś nie było mi lekko z przekreśleniem go. Wytłumaczył mi to jednak św. Augustyn w jednym ze swoich kazań wygłoszonych podczas inwazji wandalskiej na północną Afrykę, kiedy Kartagina drżała przed atakiem Wandalów. On tym swoim wystraszonym, przerażonym owieczkom powiada tak: Dzieci moje, to nie stary świat się kończy, tylko nowy się zaczyna. Jeżeli my chrześcijanie modlimy się słowami niech przeminie ten świat, to nie dlatego, że nie widzimy nic dobrego w tym świecie. Tylko dlatego, że wiemy, że lepsze jest wrogiem dobrego. Żeby przyszedł ten świat, który jest całkowicie wypełniony Bogiem, ten nasz świat, z elementami dobra, musi mu zrobić miejsce”.
Przekraczanie granic – szansa czy zagrożenie?
„Ważny jest element świadomości. Gąsienica jest zadowolona z tego, co ma. Nie wie, że kiedyś jej się ten liść kapusty skończy. Nie aspiruje do niczego więcej. Człowiek, który do końca przeżywa swoje człowieczeństwo, nawet jeśli nie dana mu jest łaska wiary w Boga, to jednak pragnie czegoś więcej niż to, co jest. Wielu antropologów dzisiaj odwołuje się do idei transhumanizmu, przekraczania granic tego, czym człowiek jest dzisiaj. Problem polega na tym, w jakim kierunku przekraczamy te ramy ludzkich ograniczeń. Po co to robimy? Ale jakieś pragnienie pójścia poza horyzont dzisiejszego człowieczeństwa jest wpisane w każde ludzkie doświadczenie”.
Sprzedawcy czy prorocy?
„Musimy być w każdej chwili gotowi na koniec świata. Najważniejsze jest jednak to, co zrobimy ze swoim życiem, na ile jesteśmy gotowi na spotkanie z nowym światem. Dla nas to nie musi oznaczać obiektywnego końca tej rzeczywistości. Wystarczy, że nasz świateczek przesypie się w klepsydrze do dolnego naczynka. Są ludzie, którzy są sprzedawcami i nic dziwnego, że jako dobrzy sprzedawcy chcą sprzedawać coraz więcej. Problem pojawia się wtedy, kiedy czynimy z nich proroków, a z proroków sprzedawców pewnych idei. To nie od rynku zależy, jaki będzie obraz świąt, ale od nas, jakie granice w sobie ustanowimy. To ustanawianie granic to fundamentalna asceza”.
Zobacz więcej: