SalveNET

Home / Przeczytaj  / Byłem przemytnikiem ludzi. Jezus zaprosił mnie za burtę – świadectwo Romana Zięby

Byłem przemytnikiem ludzi. Jezus zaprosił mnie za burtę – świadectwo Romana Zięby

Roman Zięba przeszedł niezliczoną ilość kilometrów przemycając wszystko, w tym ludzi. Zarabiał olbrzymie pieniądze, żył na adrenalinie, ale postanowił to rzucić. Po latach przeszłość jednak do niego wróciła i odkrył Boga. Jak to się stało? O swoi nawróceniu rozmawia z Katarzyną Supeł-Zaboklicką.

 

Od specjalisty od sukcesu po przykład porażki

 

„Miałem w Warszawie poukładane życie, którego mi nawet zazdrościli koledzy – mówi Roman Zięba. – Rodzina, praca, kariera, dom, niezwykłe perspektywy. I to wszystko, ta konstrukcja, zawaliła się w jednej chwili. Byłem zresztą specjalistą od sukcesu, na tym zarabiałem, byłem trenerem. Doradzałem firmom, zarządom, jak polepszyć produkcję, usprawnić procesy, poprawić strategię. Stałem się zaś przykładem porażki we wszystkich dziedzinach życia. To doświadczenie, tak bardzo bolesne, było mi potrzebne, jak dzisiaj myślę, po to, bym rozumiał, że nie moją mocą, moją inteligencją, moją mądrością ludzką mogę pokonywać tę najważniejszą drogę. Byłem po prostu tak zakłamany, tak zadufany w sobie, tak pewny swojego, że ta radykalna operacja była mi potrzebna”.

 

Nocna wizyta policji

 

„Miałem wszystko, kiedy nagle, w nocy, przychodzą do mnie policjanci, w czarnych ubraniach, tzw. kominiarze, aresztują mnie. Przyszli w związku z tym, co robiłem w młodości, kiedy miałem dosyć burzliwe życie. Po przerwanych studiach, uciekłem do Azji, miałem pracować tam jako handlowiec z Indonezją. Okazało się, że był to przemyt różnych dóbr, jak złoto. Krok po kroku stałem się częścią grupy przestępczej, która zarabiała wielkie pieniądze na przemycie prawie wszystkiego, łącznie z ludźmi do Ameryki. A że przerwałem studia medyczne, znałem się dość dobrze na ludziach, potrafiłem wchodzić w rolę turysty. Oczywiście, miałem obce dokumenty, potem nawet siedem różnych paszportów”.

 

Duchowe pragnienia

 

„Wszedłem głęboko w tę działalność, zwiedziłem Azję, odwiedzałem przy tym tamtejsze miejsca religijne. Nie wiem, dlaczego mnie tam ciągnęło, bo pochodziłem z rodziny ateistycznej, mój ojciec był komunistą. Odwiedzałem aszramy, świątynie muzułmańskie i buddyjskie, byłem też w Kalkucie, u Matki Teresy, kiedy jeszcze żyła. To był zupełnie inny świat, obcy dla mnie, pozbawiony tego całego kombinowania i cwaniactwa. Zajmowałem się tym ok. pięciu lat. Doprowadziłem się do granicy psychopatii, dlatego że nie bałem się już prawie niczego. Skutecznie zabijałem lęk używkami. Jedno przejście przez granicę dawało taki zastrzyk adrenaliny, że czułem się panem świata, byłem królem, rządziłem. Nikt nie był w stanie mnie zatrzymać, nikt nie był w stanie mnie zdemaskować. To był dla mnie narkotyk. Później odreagowywałem z tego stresu. To było wszystko bardzo niemoralne, ale taki był mój świat, moje życie”.

 

Początek zmian

 

„Zarabiałem wielkie pieniądze w wieku dwudziestu kilku lat, ale zacząłem się obawiać, bo moi koledzy wpadali w różnych krajach i dostawali wieloletnie wyroki. W Boże Narodzenie, które spędzałem w Singapurze, stwierdziłem, że chciałbym być z dziewczyną, od której kiedyś uciekłem. Wróciłem do Polski, zerwałem stare kontakty, zacząłem nowe życie, zrobiłem studia, urodziło mi się dziecko. Po latach nagle wpadła do mnie policja, mój świat upadł, a niedługo potem okazało się, że moja żona ma nowotwór. Ja też zachorowałem z tego stresu i byłem w kompletnej ruinie, fizycznej też”.

 

Oczyszczenie

 

„Zacząłem się oczyszczać, zrzucać z siebie te skorupy. Zaczynałem od zera. Dosłownie. Czytałem Biblię od Księgi Rodzaju, napisałem sobie modlitwę Ojcze Nasz i uczyłem się jej na pamięć. Kiedy przeczytałem słowa o stworzeniu człowieka z prochu, odczuwałem, że ja jestem prochem. Po roku wyszedłem z więzienia, ale wciąż dojeżdżam na sprawy, nie mogę pracować, zresztą nie czuję moralnego prawa do wykonywania zawodu, który polegał na uczeniu innych, jak powinno wyglądać życie. Zacząłem zajmować się dziećmi ulicy, którzy pokazywali mi, jak daleką mam jeszcze drogę do przejścia. Ci młodzi bowiem świetnie rozpoznawali fałsz i to nawet u takiego starego przemytnika jak ja”.

 

Zobacz więcej: