Zdrowe ciało służy człowiekowi i Bogu
Dieta nie jest niczym innym niż uporządkowaniem relacji do ciała. Dlaczego to jest tak ważne? Na to pytanie wiele wieków temu odpowiedziała św. Hildegarda z Bingen, średniowieczna mniszka. Pokazuje to, że troska o zdrowie, o to, co jemy, nie jest wymysłem współczesności, ale od dawna zajmuje ludzi. Jolanta Zajdel rozmawia z ks. dr. Jackiem Wróblem SAC o relacji ciała z wiarą, o znaczeniu diety i uporządkowaniu rytmu dnia w duchowości człowieka.
Dieta dawniej i dziś
„Wyrazu dieta używamy obecnie w bardzo zawężonym pojęciu – rozpoczął ks. dr Jacek Wróbel SAC. – dieta to nie tylko jedzenie, ale to przede wszystkim styl życia. Taki jest źródłosłów tego pojęcia. Dla Hildegardy było to oczywiste, bo żyła w zakonie. O konkretnej godzinie spożywała posiłki, modliła się i wstawała. Miała bardzo uporządkowany plan dnia i w związku z tym jej dieta i post to przede wszystkim nie kwestia jedzenia i picia, ale stały rytm życia. Klasyczna duchowość, czy też ascetyka, zaleca nieprzypadkowo wypracowanie pewnego nawyku modlitwy, bo jeżeli będziemy polegali tylko na naszych uczuciach i emocjach, to nigdy nie będziemy się modlić. Zawsze bowiem będzie jakiś powód, realny lub nie, aby zrobić coś innego. Zawsze będzie trudność w znalezieniu czasu na modlitwę, bo jesteśmy zmęczeni albo mamy coś do zrobienia”.
Człowiek jest jednością duszy i ciała
„Jeśli nie będziemy efektywnie zarządzać naszym czasem, to on przecieknie nam przez palce. Podobnie, jeśli nie będziemy mieli opracowanej diety, to nie przyniesie nam ona pożądanego skutku. Stąd, tak szalenie ważne, aby mieć właściwe odniesienie do ciała. Św. Hildegarda przywoływała taki obraz szaty, tuniki, ubrania, które dostajemy od Pana Boga w darze i musimy o nie zadbać. Mamy oddać je Panu Bogu w najlepszym stanie. Najczęściej, mówiąc o człowieku, mówimy ciało i dusza. Dusza wydaje nam się tutaj nieraz czymś abstrakcyjnym, ciało bliższym. Mamy zmysły, za pośrednictwem ciała wykonujemy wiele czynności. Powinniśmy sobie jednak zdać sprawę, że to nie jest tak, że są to zupełnie różne rzeczywistości. Człowiek jest jednością duszy i ciała i nie da się tego tak łatwo od siebie oddzielić. Dusza nie istnieje bez ciała, a ciało bez duszy. To ciało, ta tunika to ja jestem. Moje ciało jest mną. My tak nie myślimy dzisiaj. Odeszliśmy obecnie od tego myślenia biblijnego o człowieku jako całości”.
Troska o ciało
„Pewne bardzo ciekawe pojęcie występuje w Credo konstantynopolitańsko-nicejskim, czyli tym długim, które odmawiamy w niedzielę. Nie ma tam bowiem mowy o zmartwychwstaniu ciała, ale o zmartwychwstaniu ludzi, pewnych całości. Żyjemy w ciele, jest ono dobre, a nie, jak nieraz mówimy, grzeszne, bo ma takie lub inne popędy i jest źródłem grzechów głównych jak obżarstwo. Może kiedyś ludzie nie mieli takiego wglądu w siebie jak dzisiaj i trzeba było działać znacznie bardziej radykalnie, np. biczować się. Dzisiaj mamy większą świadomość i psychologiczną i duchową. Wiemy, że o ciało także trzeba się zatroszczyć, o jego dobrostan, żeby mu niczego nie brakowało. Musimy zapewnić mu odpowiednią dawkę ruchu i odpoczynku. Mój tata, który ma 92 lata, jest przykładem człowieka, który dba o ciało, ale bez przesady. Z jednej strony chwali się, że od 40 lat nie pije alkoholu, ale z drugiej strony jeszcze niedawno gotował sobie na śniadanie boczek z majonezem. W pewnym momencie, kiedy jednak poczuł, że mu to szkodzi, zrezygnował z tego. Jest to dla mnie też przykład, jak idąc za pewnym intuicyjnym pojmowaniem, można wsłuchiwać się w swoje ciało. Obecnie, bardzo idealistycznie myślimy o sobie. Brak nam troski o ciało, takiego obserwowanie siebie, nawet własnego stolca. Św. Hildegarda nas do tego zachęca, Bóg nie brzydzi się naszym ciałem, Chrystus przeszedł w ciele i zbawił nas poprzez ciało. Patrzmy więc na ciało z miłością, bo stworzył je Bóg. Nie mamy mu ulegać we wszystkim, ale powinniśmy otaczać je troską”.
Zobacz więcej: