Home / Przeczytaj  / Jestem synem marnotrawnym – świadectwo Wojtka

Jestem synem marnotrawnym – świadectwo Wojtka

Czerpał z życia pełnymi garściami. Imprezy, alkohol, pieniądze. Szukał szczęścia w doczesności i wciąż chciał więcej. Z drugiej strony pojawiało się poczucie pustki, braku. Gdy rozpoczął wołanie o pomoc do Boga, nie spodziewał się, że w życiu doświadczy tylu cudów i łaski. Wojtek przyznaje, że na odzew Bożej Opatrzności musiał chwilę poczekać, ale jak już otrzymał dary, to w pełnej obfitości. Dziś Wojtek cieszy się spokojem serca w przyjaźni z Panem Bogiem.

 

Kasia Supeł-Zaboklicka: Podczas naszej dzisiejszej rozmowy zapytam o cuda: o te duże i o te małe. Wojtek, co to są cuda?

 

Wojtek: Nie zastanawiając się jakoś nad tym, mogę tak powiedzieć, że w moim życiu jest to przejaw obecności i mocy Bożej w działaniu oraz w życiu. Zawsze za tym idzie coś niesamowitego, coś, co zmienia rzeczywistość i w tym jest dobro. Myślę, że spotkanie z Panem Bogiem mogę nazwać cudem. Wszystko zmieniło się w 2017 roku po takich doświadczeniach, po wędrówce w moim życiu, gdzie nie byłem szybszy, mogę powiedzieć, od Pana Boga. Po prostu, cały czas uciekałem przed Jego mądrością. Szybszy byłem w tym, że biegłem za światem na maksa i wybierałem tę część mojego życia, która dawała mi chwilowe spełnienie, jakąś radość, pozorne szczęście. Korzystałem z tego życia na pełnej petardzie, od imprezy do imprezy, poprzez alkohol, zabawę w jakimś klubie ze znajomymi. To mi dawało radość. Może nie wyglądało to dosyć ciekawie, ale dawało mi poczucie tego, że jestem osobą, która coś osiągnęła. Ten taki pułap w świecie, że mogę wyjeżdżać gdzieś na jakieś wakacje, mam samochód, tu na imprezie gram pierwsze skrzypce i dobrze się bawię. Ktoś z boku by popatrzył i powiedziałby, jaki jest fajny. Rzeczywiście tak było, tylko że ta fajność kończyła się w pewnym momencie. Nie, nie kończyła się następnego dnia rano, gdzie patrzyłem w lustro i widziałem tak naprawdę efekty tego wszystkiego, że to jest krótkotrwałe, że to przynosi mi szczęście na chwilę, nie mogę na tym nic zbudować ani nic oprzeć.

 

Kasia Supeł-Zaboklicka: A może chciałeś czegoś jeszcze, ta impreza to za mało.

 

Wojtek: Chciałem mieć więcej i więcej. Byłem w takim trybie, że cały czas szukałem, ale te rzeczy, można powiedzieć, z tego świata, w sensie czysto materialne, nie dawały mi ukojenia. Gdzieś po drodze był zawsze Bóg w moim życiu, bo była modlitwa. Było jakieś wołanie o to, żeby odmieniło się moje życie. Już później nawet nastał taki moment, że ta modlitwa była coraz większa, bo zacząłem dostrzegać, że w tej mojej gonitwie nie dostrzegam radości, że to, tak jak powiedziałem wcześniej, przynosi mi później jakiś smutek. Patrzę w lustro i mówię: „Wojtek, nie jesteś tak naprawdę szczęśliwy. Masz to wszystko, gdzie inni by powiedzieli, że dobrze masz, ale to jest taka zewnętrzna powłoka”.

 

Kasia Supeł-Zaboklicka: Więcej chciałeś?

 

Wojtek: Pragnąłem chyba wewnętrznego pokoju, czegoś, co sprawiałoby mi radość w życiu. Sam nie wiem. Może to takie odwieczne pragnienie, czy coś, co miałem złożone dawno w sercu podświadomie i chciało się wydostać na zewnątrz. Od dłuższego czasu wołałem do Pana Boga w tym okresie, że ja nie chcę tak żyć, że ja nie chcę mojego imienia. Uczepiłem się jednego fragmentu w Słowie Bożym. „Dałem ci kamyk, biały kamyk, na którym będzie nowe imię” i ja tak modliłem się o nowe imię od Pana Boga, żeby dał mi nowe imię, nowe życie. Dosyć długo to trwało, 1,5 roku, byłem w takim trybie ciągłego wołania i to był niełatwy okres w moim życiu. Chodziłem do kościoła, nie korzystałem z sakramentów, moja spowiedź wyglądała jak formuła jakaś. W niedzielę poszedłem do spowiedzi przyjąć Eucharystię, a w poniedziałek zaczynałem od nowa swoje stare życie, czyli to było takie usprawiedliwienie i ciągłe oszukiwanie samego siebie. Tak naprawdę nazwałbym to obłudą i nic z tego nie wypływało. W tym okresie nie miałem jakiejś większej wiedzy na temat Boga, nie znałem Go, nie czytałem słowa. Moją religijność wyniosłem ze szkoły podstawowej albo z tego co przekazali rodzice, czyli forma pacierza i to wszystko. Tak wyglądało to w moim życiu. Nie znałem Ducha Świętego. Nie znałem Jezusa. Wiedziałem, że On jest, ale myślę, że nie miałem relacji i to było chyba kluczem w tym.

 

Zobacz więcej:

Podziel się:

Kontynuując przeglądanie strony zgadzasz się na instalację plików cookies na swoim urządzeniu więcej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close