SalveNET

Home / Przeczytaj  / Staramy się być świadectwem miłości – Beata i Marcin Pińkowscy

Staramy się być świadectwem miłości – Beata i Marcin Pińkowscy

„Dużo jest tych interakcji w pięcioosobowej rodzinie, więc te emocje są naturalne i nie ograniczamy ich w wyrażaniu emocji i przeżywaniu ich” – mówił Marcin Pińkowski. W cyklu „Wszystko o rodzinie” mówimy o małżeństwach, relacjach, problemach, wychowywaniu dzieci i wszystkim tym, co związane jest z ogniskiem domowym. Dziś gośćmi Katarzyny Supeł-Zaboklickiej są Beata i Marcin Pińkowscy – małżeństwo z wieloletnim stażem, rodzice trzech synów.

 

Kasia Supeł-Zaboklicka: Jedna kobieta i czterech mężczyzn w domu: mąż, żona i trzech synów. Taka jest wasza rodzina. Jak się wychowuje trzech chłopaków?

 

Marcin Pińkowski: To kwestia pewnej dyscypliny, opiekowania się swoją rodziną i sobą nawzajem.

 

Kasia Supeł-Zaboklicka: Jaka jest wasza rodzina Marcin?

 

Marcin Pińkowski: Myślę, że bardzo wesoła, każdy jest inny i w tej takiej różnorodności dopełniamy się. Każde nowe dziecko jest zawsze zaskoczeniem. Wspaniałą rzeczą było to, że każde nowe dziecko, które się pojawiało w rodzinie, czyniło rewolucję na swój sposób, dodawało coś do, wydawałoby się, pełnego domu, pełnej rodziny.

 

Kasia Supeł-Zaboklicka: Beata, czy macierzyństwo zaskoczyło cię przy pierwszym, drugim lub przy trzecim dziecku?

 

Beata Pińkowska: W pewien sposób tak, chociaż planowaliśmy nasze dzieci. Każde z nich, ale same sytuacje, które się zadziały w ciąży, były pewnym zaskoczeniem. Mamy taką opowieść pro life. Kiedy ponad 20 lat temu byłam w pierwszej ciąży, właściwie zanim zaszłam w ciążę, byłam u lekarza. Dowiedziałam się, że jestem chora. Jednocześnie na cytomegalię i różyczkę. Lekarz mi powiedział, że właściwie to fantastycznie, że się tak wcześnie dowiedzieliśmy o tym i w związku z tym trzeba odłożyć planowanie poczęcia dziecka na kilka miesięcy, jak będę miała wyniki w normie. Wróciłam do domu i tak czekamy z Marcinem tydzień, dwa, trzy. Zrobiłam test i się okazało, że test jest pozytywny, że jestem w ciąży. Przeczytałam wszystkie informacje, które były dostępne, dotyczące właśnie różyczki i cytomegalii, i przyjęłam to z taką wielką histerią, bo zrozumiałam, że dziecko będzie niepełnosprawne. Byłam wtedy przekonana o tym, zwłaszcza że była wtedy słynna sprawa kobiety, już wtedy trzydziestoletniej, której matka miała takie same schorzenia w ciąży i ona była niewidoma i niesłysząca. Rodzina starała się o eutanazję. Poszliśmy do lekarza, powtórzyliśmy badania, wykazały to samo. Lekarz zasugerował aborcję, ale się na to zdecydowanie nie zgodziliśmy. Nie myśleliśmy o tym, ale przez właściwie dziewięć miesięcy, bo na samym początku ciąży już wiedzieliśmy, przygotowywaliśmy się do tego, że nasze dziecko będzie może niewidome, może z jakimiś innymi ubytkami. To był dosyć trudny czas, ale to, co jest niesamowite, to to, że właśnie Pan Bóg tak zaskakuje. Maciej urodził się zupełnie zdrowy. Już jest studentem. Jest reprezentantem swojej uczelni w siatkówce.

 

Kasia Supeł-Zaboklicka: Cofnijmy się do tego pierwszego momentu, kiedy wasz syn pierworodny pojawia się na świecie i czekacie na diagnozę, czy wszystko jest w porządku.

 

Marcin Pińkowski: Emocje były, ale to też był taki czas, że wszystko było dla nas nowe. Pamiętam to z taką pewną ufnością i pogodzeniem się, przyjęciem wszystkiego. Pierwszy poród był przez cesarskie cięcie, więc to ja byłem tą osobą, która pierwsza wzięła na ręce syna. Bardziej to pamiętam, niż ten jakiś strach i obawy o zdrowie.

 

Kasia Supeł-Zaboklicka: Dobrze, to muszę Marcin się zapytać o to, czy łzy się pojawiają wtedy, kiedy trzymasz wtedy dziecko?

 

Marcin Pińkowski: Oczywiście. Mężczyzna też jest emocjonalny.

 

Kasia Supeł-Zaboklicka: Tak wychowujecie synów, że pozwalacie im na okazywanie uczuć, emocji? Wtedy, kiedy jest złość, to złość, wtedy, kiedy jest smutek, to też ten smutek i żal można pokazać?

Marcin Pińkowski: To nawet chyba nie jest wychowanie, po prostu dużo jest tych interakcji w pięcioosobowej rodzinie, więc te emocje są naturalne i nie ograniczamy ich w wyrażaniu emocji i przeżywaniu ich.

Beata Pińkowska: Ale tak sobie myślę, że też ich trochę nakłaniamy do takich właśnie zachowań, gdzie te emocje się wyraża.

 

 

Zobacz więcej: