SalveNET

Home / Przeczytaj  / Sport był moim bożkiem. Teraz cały oddaję się Bogu – świadectwo Grzegorza Białasa

Sport był moim bożkiem. Teraz cały oddaję się Bogu – świadectwo Grzegorza Białasa

Czasem pozory mylą. Oryginalny wygląd, sylwetka sportowca i walki w klatce… Nauczyciel, student teologii i rycerz Zakonu św. Jana Pawła II. To ta sama osoba. Grzegorz „Gusiek” Białas – Dobry Dzik jest zawodnikiem MMA, jednak jego największym bojem jest walka o wierność Bogu. W tej niezwykłej historii są upadki, ale naszego bohatera sport nauczył za każdym razem powstawać.

 

Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Grzegorz – rycerz, człowiek niezwykle szlachetny, dobry, sympatyczny. Zawodnik MMA to ktoś niezwykle brutalny i gwałtowny. Można to pogodzić?

 

Grzegorz Białas: Tak oczywiście, można to pogodzić. Szczególnie że to też trzeba umieć rozgraniczyć, ponieważ zawodnik MMA to też jest swego rodzaju i pasja, i praca, ale ta brutalność przejawia się wyłącznie właśnie w walce z kimś, kto jest na tym samym poziomie sportowym co ja.

 

Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Ale tam przecież jest krew, ból, tam są słowa, których nie wypowiedzielibyśmy np. do osoby, którą lubimy bądź szanujemy?

 

Grzegorz Białas: To też tak do końca nie zgodzę się z tym, ponieważ ból największy jest na treningach, które są faktycznie wyczerpujące. W walce tego się nie odczuwa. Jest zbyt duża adrenalina. Krew, łzy zdarzają się raczej z emocji niż z jakiegoś bólu. Aczkolwiek jest to czysta sportowa rywalizacja w pełnym poszanowaniu obydwu stron. Nigdy nie wyobrażałem sobie źle moich rywali. Zawsze wychodziłem nawet w trakcie tzw. face to face czyli groźnego patrzenia sobie w oczy

 

Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Co się wtedy mówi?

 

Grzegorz Białas: Wtedy się raczej tylko patrzy sobie w oczy. Ja mam taką zasadę, że coś staram się zrobić śmiesznego. Staram się być bardziej śmieszny niż straszny w życiu i raz tylko mi się taka lekka spina udała z moim rywalem. Ale to raczej tylko żeby trochę napędzić widowisko. Natomiast jestem pokojowo do życia nastawiony i tak naprawdę myślę, że samo to, że mam Pana Boga za sobą, to już jest taki niesamowity kop motywacyjny, żeby właśnie to robić w pełni bezpiecznie i żeby ludzie mogli z tego nie tylko widowisko sportowe, ale też jakąś lekcję życiową.

 

Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Zawsze tak było?

 

Grzegorz Białas: Myślę, że tak. Nawet już jakiś czas po moim nawróceniu niestety robiłem sobie bożka ze sportu i z treningów.

 

Katarzyna Supeł-Zaboklicka: A z siebie samego też robiłeś takiego bożka?

 

Grzegorz Białas: Z siebie samego raczej nie. Raczej wolałem patrzeć na siebie dosyć krytycznie i do tej pory tak mam. Natomiast właśnie parę razy stawiałem sport na pierwszym miejscu. A jak wiemy, to się nigdy dobrze nie kończy, jeżeli cokolwiek stawiamy na pierwszym miejscu prócz Pana Boga.

 

Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Dobrze, to teraz gdybyś miał ocenić siebie, takiego młodego chłopaka, cofnijmy się 10, może 15 lat. Jaki wtedy byłeś?

 

Grzegorz Białas: To dobre pytanie. Jaki byłem? Cały czas byłem wesoły. Tylko te 10, 15 lat temu jeszcze nie byłem na tyle dojrzałe emocjonalnie, jak jestem teraz. Myślałem, że sam sobie ze wszystkim będę musiał dawać radę, bo jestem chłopakiem z Pragi, który o wszystko musiał zawsze walczyć. Tak naprawdę było ciężko, w sensie chciałem zawsze coś osiągnąć wielkiego i zawsze to było tylko ja, ja, ja i nikt poza tym. Myślałem, że sam sobie tam ze wszystkim dam radę i nigdy to się dobrze nie kończyło.

 

Katarzyna Supeł-Zaboklicka: A jak nie kończyło się dobrze, to jak?

 

Grzegorz Białas: Kończyło się tak, że obwiniałem wszystkich dookoła tylko nie siebie. Obwiniałem nawet Pana Boga za to, że nie wychodzi. W moim takim odejściu od Pana Boga było to, że ja cały czas miałem się za wielkiego katolika, bo przecież byłem ministrantem i miałem zawsze pretensje do Niego, że mi się w życiu nie układa. Nie widziałem tego problemu. Dopiero to do mnie zaczęło docierać po nawróceniu.

 

Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Czy w takim razie nie chodziłeś do kościoła raczej z powodu tradycji niż potrzeby serca?

 

Grzegorz Białas: Dokładnie tak. Może inaczej jeszcze bym to określił, bo ja byłem wychowany w wierzącej rodzinie. Dlatego wybrałem mój kierunek studiów, ponieważ uważam, że najważniejsze u młodego człowieka jest formowanie. Ważne jest uczenie się tego, dlaczego i po co chodzimy do kościoła, dlaczego się modlimy, dlaczego chodzimy do spowiedzi, dlaczego tak trzeba, dlaczego to pomaga nam w życiu. Niestety, nie wiedziałem dlaczego. I może dlatego się zgubiłem w życiu. Potem zacząłem to odkrywać na nowo. Zacząłem się tego uczyć. Wciąż zdarzają mi się jakieś małe upadki, ale tego też nauczył mnie sport. Żeby czegoś dokonać, trzeba upaść, a upadki nas uczą zwycięstwa.

 

 

Zobacz więcej: