SalveNET

Home / Bez kategorii  / Manifestacje i sport w służbie polityki

Manifestacje i sport w służbie polityki

Ostatnia dekada dziewiętnastego wieku to czas rodzących się manifestacji ulicznych. Po przeszło 30 latach od upadku powstania styczniowego w społeczeństwie polskim znów zaczyna buzować. A wróg?

Wróg w Królestwie Polskim jest cały czas jeden. Ten sam. To carski zaborca. W latach 90 tych dziewiętnastego wieku na sile przybierał spór pomiędzy socjalistami i narodowcami. Ten spór przekłada się na to, co dzieje się na ulicach Warszawy. Dajmy na to maj i tak pierwszego maja swoje racje na ulicach wykrzykują robotnicy spod Czerwonego Sztandaru. Tutaj warto odnotować pierwszą zorganizowaną w Warszawie historyczną manifestację pierwszomajową, 1890 r. To wszystko też odbywa się w warunkach ścisłej konspiracji. A trzeciego maja do głosu dochodzili ci, którzy wypowiadali swoje racje patriotyczne, niepodległościowe, w tym w dużym stopniu właśnie młodzież narodowa. Środowisko narodowe, podobnie jak środowisko socjalistyczne, było obecne na ulicach Warszawy przy różnych okazjach, nie tylko w maju. Manifestacji było coraz więcej.

Gorącym ich zwolennikiem był Roman Dmowski, którego pozycja znacząco wzrastała. W 1893 roku stanął na czele Ligi Polskiej, przekształcił ją w Ligę Narodową i przeniósł tu do Warszawy. W czerwcu 1894 r. w broszurze zatytułowanej. Po manifestacji 17 kwietnia Dmowski pisał tak: „Po pierwsze, jest to środek polityki zewnętrznej, manifestacje, nielegalne z punktu widzenia rosyjskiego zaborcy. Pociągną za sobą represje, co zostanie odnotowane przez zachodnią opinię publiczną, która przez 30 lat zdążyła przyzwyczaić się do braku niepodległej Polski na mapie Europy. Przypominanie rocznic narodowych jest znakomitym środkiem edukacji historycznej młodzieży zaboru rosyjskiego, pozbawionej możliwości poznawania własnej historii w rosyjskiej szkole.” W tym miejscu krótkie wyjaśnienie. 17 kwietnia 1894 roku w Warszawie odbyła się manifestacja upamiętniająca setną rocznicę powstania, na czele którego stanął szewc ze Starego Miasta Jan Kiliński. Wcześniej, bo w 1891 roku, świętowano setną rocznicę uchwalenia Konstytucji 3-go Maja. Z tej okazji wydano specjalną odezwę: ”Mierz siły na zamiary,

nie zamiar podług sił. Nasza droga prosta jest i jasna, wskazała ją konstytucja. Kilka pokoleń naznaczyło ją krwią, a nam pod karą samobójstwa narodowego opuścić jej nie wolno.” Wkrótce wydano drugą odezwę, zapowiadającą działania uliczne. W odpowiedzi Warszawskiej Gazety opublikowały krytykę tych działań, za co ich redaktorzy zostali ponoć przez krewką młodzież  skarceni i to wcale nie na piśmie.

Narodowcom nie udało się pozyskać dla swoich racji mas robotniczych. Robotnicy stanowili w tym czasie ogromną część ogółu mieszkańców Warszawy. Jednak bardziej zainteresowani byli oczywiście manifestacjami pierwszomajowymi. Bardziej podatni byli na przekaz marksistowski. Chcieli zabezpieczać swoje interesy robotnicze. Mniej zainteresowani byli działaniami patriotycznymi. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że także z ruchu socjalistycznego, zaangażowanego w tamtym czasie w organizację manifestacji pierwszomajowych, wyrosły postaci pierwszoplanowe dla historii Polski, także ojcowie polskiej niepodległości. Jeśli chodzi o relacje pierwszy-trzeci maja, to napięcie trwało oczywiście

przez kolejne lata. W okresie Polski Ludowej trzeci maja był na cenzurowanym. Dziś na szczęście jest to jedno z najważniejszych świąt państwowych.

Działania w przestrzeni miejskiej to nie tylko manifestacje, to nie tylko pochody w późniejszym czasie. To także uwaga! Kibicowanie, kibicowanie, a przy okazji wyrażanie poglądów politycznych. Jesteśmy w parku Traugutta. Tę scenerię możemy uznać za symboliczną. Tuż obok stadion Polonii Warszawa, najstarszego do dziś istniejącego klubu piłkarskiego w Warszawie. Zresztą stadion o

przedwojennym rodowodzie. Zaledwie kilkaset metrów dalej krzyż Traugutta na pamiątkę stracenia Romualda Traugutta na stokach Cytadeli. Na krzyżu data 1864. To także rok narodzin Romana Dmowskiego.

Nie chcę oczywiście powiedzieć, że Roman Dmowski chodził na mecze Polonii, bo

tak pewnie nie było. Zajmowały go inne sprawy, bardzo często z dala od Warszawy. Zresztą w tym czasie był już dojrzałym działaczem. Natomiast ruch, który zainicjował Narodowa Demokracja, miał swoje sympatie, także piłkarskie, także klubowe. To absolutnie nie może dziwić, bo taka była po prostu specyfika przedwojennej Warszawy. Ale szczerze: tak było we wszystkich miastach, w których uprawiano sport. Kluby piłkarskie miały swoje inklinacje polityczne i odwrotnie różne środowiska polityczne miały swoje sympatie klubowe. To powodowało nierzadko starcia także w przestrzeni miejskiej. Choć większość klubów miała rodowód inteligencki, to już w dwudziestoleciu międzywojennym kluby w Warszawie w większości były klubami robotniczymi, takimi jak Skra Warszawa. W Skrze podobno nawet mówiono do siebie per „towarzyszu sportowcu”. Kluby te przyciągały oczywiście w większości publikę o

poglądach socjalistycznych. Były też kluby żydowskie, takie jak Makkabi Warszawa. W pewnym momencie kluby żydowskie stanowiły nawet 25% ogółu wszystkich klubów. W innych miastach były kluby reprezentowane przez inne mniejszości narodowe. W tym wszystkim też Narodowa Demokracja

miała swoje sympatie klubowe, więc ogromny tygiel, tygiel, piłkarski, tygiel polityczny, narodowościowy. W tym wszystkim oczywiście wielkie napięcia.

Początkowo idea uprawiania sportu związana była z pewnym modelem

wychowania, także patriotycznym. Tutaj można wskazać na takie dyscypliny jak wioślarstwo,

łyżwiarstwo, a także kolarstwo. To takie dyscypliny w Warszawie, można powiedzieć salonowe. Jednak piłka nożna wiązała się już z umasowieniem sportu. Właśnie te masy ściągnęły na arenę sportową politykę, która stała się nieodzownym elementem tego sportowego krajobrazu. W związku z tym dochodziło do coraz liczniejszych napięć. Ten krajobraz piłkarsko polityczny w Warszawie był bardzo ciekawy. Ścierali się między sobą socjaliści, kibice Marymontu i kibice Świtu. Ścierali się między sobą kibice żydowscy, syjoniści z Makkabi i bundowcy z Czarnych Warszawa. W tym wszystkim oczywiście obecni byli też sympatycy frakcji narodowych, którym nie po drodze było ani z socjalistami, ani z kibicami drużyn żydowskich.

Pierwszym klubem, na którego mecze chodziła młodzież narodowa, była Korona Warszawa. Być może dlatego, że był to w ogóle najstarszy klub piłkarski w mieście. Kiedy jednak doszło do fuzji Korony z

Legią, klubem piłsudczykowskim, jakby nie patrzeć bo legionowym, endecy swoje sympatie przenieśli na Polonię. Polonia w herbie miała biało czerwone barwy, zatem narodowe. Legenda mówi, że Czarne Koszule to wyraz żałoby po nieobecnej na mapie Europy Polsce. Zatem od tego czasu szeregi kibiców Polonii bardzo wyraźnie zasiliła młodzież o sympatiach narodowych. Czytać to należy bardzo wyraźnie:

niepodległościowych. Do pierwszej wojny światowej poloniści rozgrywali swoje na Agrykoli. Dopiero w latach dwudziestych przenieśli się na ulicę Konwiktorską. Z kolei tutaj, w okolicach Agrykoli, na dobre zakotwiczyła stołeczna Legia. W 1924 r. w Warszawie doszło do głośnego meczu. Stołeczna Polonia podejmowała drużynę z Wiednia, Hakoel, drużynę żydowską. Tego dnia prawie cała warszawska

endecja stanęła za Polonią. Z kolei drużynie z Wiednia kibicowali warszawscy Żydzi, dla których była to okazją do swoistej manifestacji politycznej. Gorąco było nie tylko na trybunach, gorąco było także na boisku. Sędzia z trudem panował nad przebiegiem tego spotkania. W pewnym momencie zawodnika

gości wyrzucił już z pola gry. Policja też nie dawała sobie rady z zapanowaniem nad krewkimi fanami

jednej i drugiej drużyny. Jak mówi historyk sportu Robert Gawkowski, w końcu nad wszystkim zapanowała potężna chmura deszczowa i ulewa ostudziła emocje.

Polityka polityką, ale w końcu do głosu doszedł też patriotyzm lokalny. Żydzi, którzy w 1924 tym roku wspierali drużynę z Wiednia przeciwko warszawskiej Polonii, w końcu zaczęli kibicować właśnie drużynie z ulicy Konwiktorskiej, którą mieli po sąsiedzku. Mowa o tych kupcach z Nalewek stołecznych, z dzielnicy północnej. Ci stali się z czasem też kibicami warszawskiej Polonii. Narodowcy wspierali też AZS. Byli to w końcu akademicy, wśród których idea narodowa była lepiej rozpowszechniona, niż wśród robotników. W okresie przedwojennym najważniejszą organizacją sportową kojarzoną ze środowiskiem narodowym było Towarzystwo Gimnastyczne Sokół. Sokoły mają rodowód jeszcze sprzed pierwszej wojny światowej. Pierwsze struktury powstawały w zaborze austriackim, mniej opresyjnym, następnie w zaborze niemieckim, a dopiero na końcu w rosyjskim. Z Sokoła wywodzili się lekkoatleci, zapaśnicy, bokserzy. Wśród nich byli także medaliści olimpijscy. Było to bodaj najlepiej rozwinięta

organizacja sportowa, która na swój sposób spajała rozbite i zajęte przez zaborców ziemie polskie.

Członkowie Sokoła powoływali później do życia inne organizacje, także harcerskie. A kres działalności Sokołów przyniósł dopiero komunizm.