SalveNET

Home / Przeczytaj  / Bóg potrzebuje nas do zmian na lepsze – świadectwo siostry Amelii Jakubik

Bóg potrzebuje nas do zmian na lepsze – świadectwo siostry Amelii Jakubik

Marzenie o pracy misyjnej tliło się od dawna. W końcu Pan Bóg odpowiedział na te pragnienia. Od czterech lat siostra Amelia Jakubik CSL posługuje w Tanzanii w Afryce. Pracuje tam z dziećmi i młodzieżą z albinizmem. Ta codzienność daje naszej Bohaterce wiele satysfakcji i dobra. Jednocześnie bywa trudna i niebezpieczna. Życie na dalekim lądzie wymaga odwagi i silnego charakteru.

 

Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Na co dzień mieszka siostra w Tanzanii. Od ilu już lat?

 

Siostra Amelia Jakubik: Myślę, że jako misjonarz mogę powiedzieć od niedawna, od czterech lat. Czyli jest to niedługi czas z tego względu, że dla każdego misjonarza ten początkowy okres jest okresem takiego zapoznania z nowym miejscem, z nową kulturą, z nowym krajem i też z językiem, co nie jest zawsze łatwe. To też zajmuje czas. Ja w tej chwili, po czterech latach obecności tam, nie mogę powiedzieć, że znam suahili wystarczająco dobrze i płynnie. Bardzo się cieszę, jeśli jestem w stanie zrozumieć osoby, które ze mną rozmawiają, wyrazić też swoje zdanie, ale publicznie nie wystąpiłabym tak swobodnie i bez przygotowania.

 

Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Siostra miała plan, czy Pan Bóg miał taki plan, aby wyjechała siostra na misje?

 

Siostra Amelia Jakubik: Oj, to zdecydowanie Pan Bóg. To bardzo prosta odpowiedź. Ja tylko właściwie od czasów dziecięcych, jeszcze nie myśląc nawet o zgromadzeniu, o zakonie, o tym, że mogę być w przyszłości siostrą zakonną, myślałam dużo o Afryce, o dzieciach, o tym kontynencie, że przede wszystkim dzieci mają inny kolor skóry, inaczej się zachowują. Pamiętam też wierszyk „Murzynek Bambo”, co też w jakiś sposób wzbudzało we mnie duże zainteresowanie.

 

Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Teraz mocno ten wierszyk jest napiętnowany.

 

Siostra Amelia Jakubik: Nie wiedziałam. No cóż, to też różne mamy spojrzenia. Natomiast Pan Bóg przeprowadził mnie przez różne etapy w zgromadzeniu. Długi czas pracowałam w naszym wydawnictwie i wydawało mi się, że tak już pozostanie, aczkolwiek właśnie po 13 latach w sercu pojawiło mi się gdzieś to pragnienie wyjechania do Afryki, posługiwania właśnie w kraju misyjnym. Nie bardzo wiedziałam, co będę robić, gdzie mogłabym pojechać i z kim, dlatego, że nasze zgromadzenie nie ma żadnej placówki misyjnej. W związku z tym musiałam poszukać zgromadzenia, z którym mogłybyśmy współpracować. I takim zgromadzeniem jest Stowarzyszenie Misji Afrykańskich, które od wieków już na tym kontynencie pracuje, posługuje i dzięki któremu też my jako siostry możemy tam się znaleźć.

Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Trochę z tej codzienności postaram się siostrę rozliczyć. Właściwie wtedy, kiedy cztery lata temu pakowała siostra walizkę, to co było niepotrzebne, a co było potrzebne?

 

Siostra Amelia Jakubik: To trudne pytanie. Rzeczywiście, nie pamiętam dokładnie takiej rzeczy. Na pewno nie przydały się ciepłe swetry, ciepłe buty, skarpety, których zebrałam sporo. Jest rzeczywiście tam cieplutko i to chyba właściwie tyle. Ja też dzięki właśnie doświadczeniu misjonarzy, dzięki tym osobom, które przygotowywały mnie też do wyjazdu, myślę, że nie zabrałam wiele tych niepotrzebnych rzeczy. Trzeba pamiętać, że ten bagaż jest naprawdę niewielki, bo 23 kilogramy czy jeszcze jakieś dodatkowe 8 to jest naprawdę niewiele, kiedy wyjeżdża się na dwa lata. Trzeba to przemyśleć dokładnie. No cóż, bierze się takie rzeczy, które są najbardziej potrzebne, takiego codziennego użytku i liczy się na to, że tam będzie można też coś dokupić, co jest możliwe i nie jest to problemem. Można też poprosić kolejnych misjonarzy, którzy będą przybywać o to, żeby dowieźli. Tak bywa też czasami.

 

Katarzyna Supeł-Zaboklicka: A ten bagaż emocjonalny, który siostra ze sobą zabrała?

 

Siostra Amelia Jakubik: Ojej, no to było przeżycie ogromne. I przede wszystkim radość. Przede wszystkim radość z tego, że rzeczywiście coś się udało, że jedno z moich marzeń spełniło się, bo było to rzeczywiście marzenie, które bardzo długo nosiłam w sercu. Sam wyjazd i uzyskanie pozwolenia nie były łatwe, bo to coś nowego, coś zupełnie różnego od tego, co znamy, więc towarzyszyły temu emocje bardzo duże. Natomiast dzięki też radzie naszego Zgromadzenia, dzięki wsparciu i wszystkim otrzymanym pozwoleniu mogłam wyjechać.

 

Zobacz więcej: