Reanimacja – świadectwo s. Pauliny
REANIMACJA to hasło, które towarzyszyło internetowej Pielgrzymce Honorackiej. Pomocą w tej drodze są świadectwa osób, które szczególnie doświadczyły tajemnicy życia i śmierci. Poznajcie s. Paulinę, franciszkankę od cierpiących, która na co dzień pracuje w szpitalu jako pielęgniarka i nieustannie doświadcza cudu życia i śmierci.
Zgromadzenie od cierpiących
„Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Jestem, a właściwie wciąż się staje, franciszkanką od cierpiących, pielęgniarką – zaczęła swoje świadectwo siostra Paulina. – Jestem ze zgromadzenia sióstr franciszkanek od cierpiących, zgromadzenia bezhabitowego, które założył błogosławiony ojciec Honorat. Zgromadzenie to założył, wraz z naszą matką, Sługą Bożą obecnie, Kazimierą Gruszczyńską. Zwana przez nasze siostry, jak również przez tych wszystkich, którzy ją znali, „Matką cierpiących”. Charyzmatem naszego zgromadzenia jest posługa chorym i cierpiącym. Większość z naszych sióstr posługuje jako pielęgniarki. Ja również dzięki Bożej łasce, dzięki Bożemu Miłosierdziu mogę uczestniczyć w tym charyzmacie właśnie poprzez bycie pielęgniarką i ciągłe staranie się nią być. Pielgrzymka chorwacka, którą rozpoczynamy, nosi tytuł hasło „Tajemnice życia – reanimacja”. Tematem, który chciałabym poruszyć, jest właśnie reanimacja z punktu medycznego. Jest to przywrócenie czynności życiowych. Reanimacja, czyli odwrócenie procesu umierania. Proces umierania jest bardzo trudnym procesem. Często się go boimy. Budzi w nas wiele lęku i wiele strachu. Poprzedza go cierpienie, choroba. Każdy z nas doświadcza cierpienia. Jest to cierpienie fizyczne, duchowe, psychiczne. Cierpienie to jednak może być darem. Paradoksalnie to brzmi, ale darem jest. Chciałabym poruszyć moje doświadczenia z codziennego życia. Mam krótkie doświadczenie pracy w szpitalu. Pielęgniarką jestem od 2016 roku, taką pełnoprawną, więc doświadczenie w pracy w szpitalu jest krótkie, ale również jest to doświadczenie pracy w domu opieki prowadzonym przez nasze zgromadzenie, gdzie znajdują się osoby starsze. Tam zdobywają szczyty gór. Tam przechodzę przez dolinę, tam przechodzę nad przepaścią”.
Bóg lituje się nad cierpiącymi
„Tam uczę się ufności Bożemu Miłosierdziu. Pierwsze zetknięcie się z osobami cierpiącym budziło we mnie samej wiele lęku, wiele strachu, bałam się tego, że nie podołam. Że przychodzę i staję przy nich, przy tych, którzy cierpią, z pustymi rękoma. Pan Bóg jednak dzięki swemu Miłosierdziu napełnia moje serce swoją miłością i bardzo mocno to czuję, kiedy przychodzę do cierpiących, do chorych w czasie, który przeżywamy, w dobie tego wszystkiego, co się dzieje wokół nas, również związanym z koronawirusem, z całą tą pandemią, z paniką, która wypełnia nas. Doświadczamy bardzo wiele lęku. Wiele osób chorych w szpitalach doświadcza ogromnej samotności. Pośród chorób fizycznych. leczenia. Ta samotność jest właśnie tą rzeczą, która jest najtrudniejsza. W momencie składania ślubów w moim zgromadzeniu jest taki bardzo ważny i piękny tekst, który towarzyszy mi właśnie od momentu złożenia ślubów i w mojej codziennej posłudze, „abyśmy szły i pocieszały Chrystusa cierpiącego w drugim człowieku”. Ja do Chrystusa podchodzę właśnie w tym drugim człowieku. W ostatnim czasie swój dyżur dzienny tzw. dniówki miałam w Boże Ciało. Weszłam na salę, na której znajdowały się cztery łóżka. Porównując to do czterech ołtarzy Bożego Ciała, jest to taka procesja zamiast ołtarzy. Stoją cztery łóżka zakryte prześcieradłami. Prześcieradło, które odczuwa cierpienie, łzy i ból drugiego człowieka. Prześcieradła, które otwierają na cierpienie drugiego człowieka, jego łzy, ból i tęsknotę. Wiele osób, które choruje właśnie w czasie, kiedy pozostają w izolacji, kiedy nie ma odwiedzin, doświadczają samotności”.
Cierpienie może być darem
„Często moim chorym opowiadam o ich rodzinach. Oni z zamkniętymi oczami ronią swoje łzy. Bardzo mnie porusza zawsze obraz chorych, którzy płaczą. Cierpienie jest bardzo trudne do przyjęcia. Cierpienie może być jednak darem. Często, kiedy go doświadczamy. Myślimy, czy cierpienie ma sens, a jedno z pierwszych pytań to dlaczego mnie to dotyczy. Każdy z nas w swoim życiu tego doświadcza, ale chciałabym powiedzieć o tym, że cierpienie i śmierć rodzą życie. Jako katolicy, jako osoby wierzące musimy mieć świadomość tego, że jest Pan, który zmartwychwstał, że do każdego z nas przychodzi Jezus, który zwyciężył śmierć. Że przychodzi światło, które zwyciężyło mrok i miłość, która zwyciężyła nienawiść. W szpitalu, pośród ludzi młodych, podczas rozmów różnych przed zabiegami, przed operacjami czy już po nich, można usłyszeć taki błąd, nie tyle dotyczący samej choroby, co całego życia. Często są to osoby niewierzące lub po prostu zagubione. Wiele z nich. Tęsknią za miłością, każdy z nas pragnie być kochany, pragnie doświadczać miłości i tęsknimy za nią tak bardzo, że gubimy się po drodze”.
Zobacz więcej: