Stały punkt w moim życiu to WIARA – świadectwo Anny Musiał
Anna, Anka, Ania. Kobieta ma wiele twarzy i trudno ją opisać. Z jednej strony kobiety potrzebują wspólnoty, żeby się rozwijać, a z drugiej strony, chwili tylko dla siebie, w ciszy, spokoju. Katarzyna Supeł-Zaboklicka rozmawiała z Anią Musiał, kobietą niezwykłą.
Rozważna i romantyczna
Ania Musiał mówi o sobie, że jest i rozważna, i romantyczna. Dodaje: „My, kobiety mamy w sobie trochę wszystkiego. Lubię siebie spokojną, taką, która ufa, która zawierza, nie stawia tylko na siebie. Od dzieciństwa bardzo ewoluowałam, dzięki różnym przejściom i doświadczeniom. Stałam się dojrzała, ale wiara w sumie jest ta sama”.
Dlaczego wierzę?
„Wiarę wyniosłam z domu, ale już w dzieciństwie, które było trudne, wiara była dla mnie oparciem. Byłam bardzo późnym dzieckiem, mój brat był starszy ode mnie o 14 lat. Mama urodziła mnie, jak miała 47 lat. Czułam się w jakiś sposób samotna, a wiara była dla mnie od początku relacją z Panem Bogiem. Oczywiście, ciągle się nawracamy. Z reguły w naszym życiu jest kilka punktów zwrotnych, które zazwyczaj inaczej ustawiają nam tę wiarę. Doświadczyłam też kilku takich wydarzeń, moja wiara się zmieniała, ale fundament jest ten sam” – opowiada Pani Ania.
Dawać świadectwo
Katarzyna Supeł-Zaboklicka zwróciła uwagę, że Anna Musiał codziennie daje wartościowe cytaty biblijne w mediach społecznościowych, co w niej samej zawsze wywołuje uśmiech. Pani Ania odpowiedziała: „Nie jestem osobą, która lubi istnieć w mediach społecznościowych. Wolę być w ukryciu. Każdy wywiad jest dla mnie trudny, muszę się przełamywać. Nie lubię mówić do mikrofonu, jako perfekcjonistka mam też tak, że muszę mieć wszystko przygotowane, nauczone. Tak przynajmniej miałam do czasu, kiedy zaczęłam prowadzić spotkania maryjne, zawierzeniowe. Zdałam sobie wtedy sprawę, że nieważne jak wypadnę, jak będę wyglądać, czy zacznę się jąkać. Daję swój czas, swoje usta, swoje nogi, ręce na służbę Panu Bogu. To z tego wynikła moja późniejsza działalność w mediach społecznościowych, blog, który prowadzę”.
Zgoda na niedoskonałość
„Nie mam problemu, żeby rozmawiać z innymi „face to face” i mówić o swojej wierze. Mówienie jednak do większej grupy ludzi to jednak zawsze wystawianie się na jakąś ocenę, co wiąże się z koniecznością zmierzenia się z czymś. Musiałam dojść do zgody na to, że nie jestem perfekcyjna, że mam gorszy dzień, a muszę mówić. Duch Święty potwierdza mi przez ludzi, że to ma sens. Jeśli ktokolwiek zostanie poruszony przez słowa, które zamieszczam na blogu, w mediach społecznościowych, czy wysłucha mnie podczas nabożeństwa pierwszosobotniego, to mam poczucie, że dawanie siebie i służba mają sens, warto to robić” – kontynuuje Pani Ania.
Powstanie wspólnoty
„Kiedy zaczęłam organizować spotkania związane z pierwszymi sobotami miesiąca, ludzie zaczęli przychodzić, to pojawiły się pytania, kiedy zostanie utworzona jakaś wspólnota. Odezwałam się wówczas do mojego przyjaciela Wojtka, który głosił na naszym pierwszym spotkaniu, żeby mi w tym pomógł. On odpowiedział, żebym się o to nie martwiła, że kiedy wspólnota będzie miała powstać, to powstanie. Zapewnił, że pomoże, ale jeszcze nie teraz. Kiedy zginął w wypadku, bo sarna wyskoczyła mu przed samochód, to zabrałam się za to i czuję jego wsparcie z nieba. Wierzę, że pomoc, którą niosą nam przyjaciele z tamtej strony, jest niezwykła i niesamowita” – opowiada Pani Ania.
Relacja z Bogiem
„Gdybym miała powiedzieć, co jest tym fundamentem, to jest nim osobista więź z Panem Bogiem. Z tego wszystko wynika. Przede wszystkim więc trzeba mieć tę relację, aby potem umiejętnie budować relacje z innymi ludźmi. Nasze spotkania na wspólnej modlitwie, we wspólnocie mają nam pomagać wzrastać. Są jednak na drugim miejscu. Kochanie drugiego człowieka jest niezwykle trudne, kochanie pomimo wad, które ma w sobie, jest to możliwe dzięki Bożej miłości” – zwraca uwagę Pani Ania.
Zobacz więcej: