Bóg uzdrowił mnie z nienawiści – świadectwo Bogdana „Kryzysa” Krzaka
„Bóg? Jaki Bóg?”. Z dzieciństwa pamięta pijanego ojca, pusty żołądek i siniaki po biciu. Przez lata czuł, że nie jest dla nikogo ważny aż do momentu, kiedy usłyszał: „dobrze, że jesteś”. Poznajcie świadectwo Bogdana „Kryzysa” Krzaka.
Bóg daje nam to, po co wyciągamy ręce
Moje życie ma dwa oblicza. Moja ksywa „kryzys” towarzyszy mi od 13. roku życia. W języku chińskim to słowo ma wiele przeciwstawnych znaczeń, w tym porażka i nadzieja. Część mojego życia to porażka, a część to nadzieja. Dlaczego to takie istotne? Bo Bóg stawia przed nami błogosławieństwo i przekleństwo, dostaniemy to, po co wyciągniemy ręce. Tak mówi słowo Boże.
Wyciągałem rękę po porażkę
Problemy w domu i moim otoczeniu, jak rozwód rodziców, alkohol, przemoc w różnych sytuacjach sprawiały, że często nie dawałem sobie rady. Chciałem zakończyć życie, co sprawiało, że wyciągałem ręce po porażkę. Nie chciałem już tak żyć. Buntowałem się przeciwko systemowi, dorosłym, którzy mi wiele w życiu krzywdy uczynili.
Poznałem wówczas środowisko moich dobrych znajomych, którzy stanowili wręcz wspólnotę, wspólnotę stadionową. Mówili tam na mnie „kryzys”, bo chodziłem w dziurawych trampkach, więc powtarzali: „Masz kryzys w domu”. Wstydziłem się tego bardzo, byłem biedny, ale nie tylko materialnie, też emocjonalnie. W tej grupie było jednak wielu podobnych do mnie, dlatego się tam odnalazłem.
Brakowało mi miłości
Szukałem akceptacji i miłości, których nie doświadczałem w domu. Pamiętam, jak w wieku 18 lat wracałem w nocy do domu, byłem podpity i spodziewałem się awantury, że tyle mnie nie było, że znowu piłem. Tymczasem światła już były pogaszone i nikt się nie przejął tym, że mnie nie było i że wróciłem. Miałem wtedy poczucie, że nie jestem dla nikogo ważny. Położyłem się wówczas do łóżka i cicho płakałem. W tym czasie towarzyszyło mi poczucie niskiej wartości, które podnosiłem przemocą.
Ciągle nie ważny dla nikogo
Niedługo później poznałem swoją późniejszą żonę, Basię, która jest niezwykłą kobietą. Bardzo dużo mi wybacza. Jest to piękne. Doświadczam tego na co dzień. Kiedy ją poznałem, przestałem tak łazić na stadion, chociaż wciąż w moim życiu był alkohol i przemoc. Zostałem powołany do wojska. Kiedy byłem na przepustce, znajomy powiedział do mnie: „Gdzie się podziewałeś?”. „Jestem w wojsku” – odparłem. Zauważyłem wtedy, że ludzie ze wspólnoty nawet nie zauważyli, że mnie nie było. Kiedy byłem potrzebny odzywali się, ale nie byłem dla nich ważny.
„Bóg Cię kocha”
Kiedyś rozmawiałem z młodszym o 6 lat bratem, który powiedział mi: „Bóg cię kocha”. Ja wtedy się zapiekłem, że jaki Bóg, jak kocha, skoro przeżywamy ten cały syf. On zaprosił mnie wtedy do kościoła na spotkanie swojej wspólnoty. Obiecałem mu wtedy, że przyjdę, ale zrobiłem to nie dlatego, że mnie przekonał. Sądziłem, że trafił do sekty i chciałem go z niej wyciągnąć. Miałem też taką zasadę, że nigdy nie okłamywałem młodszego brata. Wszystkich naokoło tak, ale jego nie – był jeszcze dla mnie taką kotwicą, że jest coś we mnie dobrego.
„Dobrze, że jesteś”
Kiedy miałem pójść na to spotkanie, robiłem wszystko, by znaleźć jakiś pretekst i je odwołać. Zapraszałem znajomych na wódkę, proponowałem, że będę stawiał, ale nikt wówczas nie chciał. Poszedłem więc na spotkanie, a ludzie tam obecni podchodzili do mnie i mówili: „dobrze, że jesteś”. Byłem pewien, że na bank to mój brat Darek prosił ich o to, żeby byli dla mnie mili.
Aby to sprawdzić, przyszedłem drugi raz bez zapowiedzi. Znowu byli dla mnie jednak bardzo mili, czego nie rozumiałem. Zacząłem tam przychodzić i siadać sobie na końcu. Nikt mnie o nic nie wypytywał, co mnie cieszyło. Odpoczywałem sobie w tym kościele od życia.
„Przyjmij moje życie”
W końcu odczułem potrzebę modlitwy, ale nie pamiętałem nawet Ojcze Nasz. Pomodliłem się spontanicznie, prosząc Chrystusa, aby jeśli jest, przyjął może życie takie, jakie jest. Nic spektakularnego się nie wydarzyło, ale na drugi dzień wstałem z radością, chociaż była to 3 rano, a ja szedłem do pracy.
Potem pojawiło się w moim życiu wybaczenie, nie chciałem już rozstać się z żoną, chociaż miałem takie myśli, zniknęła nienawiść, przestałem kłamać, pić alkohol. I tak od 27 lat nigdy więcej nie poczułem się samotny. Mam rodzinę, w której nie ma przemocy, wymarzoną pracę i wspólnotę ludzi, dla których jestem ważny a nie potrzebny. To wszystko zawdzięczam Chrystusowi.
Czy Bóg by mnie potrzebował? Z moją gębą? Nie sądzę! Ale powiedział do mnie: „Bogdan, jesteś dla mnie ważny, ja cię chcę”. Takiego, jakim jestem. Pan Bóg dał mi polubienie samego siebie w tym wszystkim, co we mnie jest, ale i ze świadomością tego, co we mnie jest syfem. Nadzieja jest w moim sercu.
Zobacz więcej:
Bóg uzdrowił mnie z nienawiści – świadectwo Bogdana “Kryzysa” Krzaka