Papież postawił przed nami trudne zadanie. Michał Szułdrzyński
Marcin Bąk razem ze swoim gościem, red. Michałem Szułdrzyńskim, podejmują najważniejsze tematy minionych dni. Głównymi tematami dzisiejszej rozmowy są gesty papieża Franciszka w sprawie wojny na Ukrainie oraz kolejne etapy walk.
Marcin Bąk: Jest co komentować. Dużo się wydarzyło w ciągu ostatnich dni. Chciałbym, żebyśmy się cofnęli jeszcze do zeszłego tygodnia, bo tego nie zdołaliśmy omówić. Tym bardziej, że nie było programu w Wielki Piątek. Chciałbym żebyśmy się właśnie do Wielkiego Piątku cofnęli. W całym świecie katolickim ten dzień jest szczególny. Droga Krzyżowa, ważne nabożeństwo w religii katolickiej, w całej liturgii jest obchodzone szczególnie mocno. Byłem na Centralnej Drodze Krzyżowej w Warszawie. Było sporo ukraińskich flag, było bardzo dużo wiernych Kościoła greckokatolickiego, zarówno tych, którzy na stałe mieszkają w Polsce, jak i przybyszów z Ukrainy. Było też trochę prawosławnych. Co ciekawe, była bardzo mocna, bardzo wzruszająca droga krzyżowa z akcentami właśnie modlitwy o pokój na Ukrainie. W tym samym czasie odbywała się droga krzyżowa w Rzymie i jeden odcinek tej drogi krzyżowej był tak skonstruowany, że krzyż był niesiony przez Ukrainkę i Rosjankę. Symbol, ale właśnie czego? Czy to nie za wcześnie na takie próby pojednania? I takie pytania dokładnie kierowane są w stronę Ojca Świętego. Czy nie za wcześnie na te gesty, na te symbole pojednania, które kiedyś oczywiście powinny nastąpić?
Michał Szułdrzyński: To jest pytanie, które sobie wszyscy chyba stawiamy po obejrzeniu szczególnie tej trzynastej stacji, w której w milczeniu szły te dwie panie. I powiem tak: jeżeli by w tej sprawie było spełnionych kilka warunków, których nie mogę w tej chwili potwierdzić, myślę, że ten gest byłby niezwykle cenny. Ale rozumiem też tych, którzy uważają ten gest za coś właśnie przedwczesnego, czy o krok za dużo. Jeżeliby obie te panie, szczególnie ta pani, która jest z Rosji, miały jednoznacznie negatywny stosunek do tego, co robi władza jej kraju, z którego pochodzi Rosjanka, gdyby ten jej jednoznacznie negatywny stosunek był powszechnie znany, to byłoby inaczej. Nie chodzi mi o to, żeby ona się od razu politycznie deklarowała, ale taki gest byłby piękny pod warunkiem, że nazwalibyśmy zło złem. A wiemy, że źródłem zła w tej chwili jest bestialskie działanie wojsk rosyjskich, zainicjowane przez rosyjskie władze i że te działania, tak jak widzimy, cieszą się całkiem sporym poparciem społeczeństwa rosyjskiego. Oczywiście, wiemy, że nie ma tam wolnych mediów. Możemy się domyślać, że duża część Rosjan jest po prostu zmanipulowana. Ich umysły są sformalizowane przez rosyjskie media, które powielają kremlowską propagandę.
Tych zastrzeżeń jest wiele. Ale gdyby się okazało, że ta pani Rosjanka nie odcina się od tego, co robi władza, wówczas moglibyśmy mieć do czynienia z takim pytaniem, czy ten gest nie jest takim zrównaniem przedstawiciela narodu ofiary i przedstawiciela narodu sprawcy. Pamiętajmy, że przebaczenie jest gestem indywidualnym, to każdy Ukrainiec, każda rodzina, która straciła bliskiego, każdy, który padł ofiarą tortur, bestialstwa i tych wszystkich rzeczy, które wiemy, że się tam działy, ma prawo i obowiązek moralny, aby wybaczyć. Ale wybaczyć indywidualnie. Nie możemy wybaczyć za tych ludzi i nie możemy zdecydować, że wybaczamy w ich imieniu. To Ukraińcy powinni zdecydować. I myślę, że papież, przygotowując czy właśnie proponując coś takiego, postawił przed nami trudne zadanie. I tak jak mówię, ja podchodzę do tego gestu dobrej woli, chcąc zrozumieć to, jako właśnie takie wezwanie, żebyśmy pamiętali, że dziś jesteśmy pod wpływem emocji, pod wpływem zła, które widzimy, ale być może z innej perspektywy. Wszyscy ludzie są równi, są braćmi i tak dalej i to nam papież chce zaproponować, ale równocześnie zdaję sobie sprawę, że to jest bardzo trudne i że może się w wielu osobach budzić przekonanie, że właśnie papież zrównuje Rosjan i Ukraińców.
Zobacz więcej: