SalveNET

Home / Bez kategorii  / Będzie musiał się bić o wolność

Będzie musiał się bić o wolność

1864 rok. Upadek powstania styczniowego. W Warszawie nasilają się represje. Postępuje rusyfikacja, także przestrzeni miejskiej. W krajobrazie coraz wyraźniej dają o sobie znać cerkwie.

5 sierpnia 1864 roku na stokach warszawskiej Cytadeli zostaje stracony Romuald Traugutt wraz z towarzyszami, a cztery dni później, 9 sierpnia w podwarszawskim Kamionku w domu brukarza, przychodzi na świat trzeci syn. Ma na imię Roman. Nie dane mu jest urodzić się w wolnej Polsce. O tę wolność będzie musiał się bić przede wszystkim słowem. 6 sierpnia Kurier Warszawski informował o straceniu Traugutta, Toczyskiego Żulińskiego, Krajewskiego i Jeziorańskiego. Dziewiątego sierpnia 1864 roku, kiedy w podwarszawskim Kamionku w rodzinie brukarza urodził się trzeci syn Roman, w Kurierze Warszawskim można było przeczytać o uroczystościach, które dzień wcześniej odbyły się w Warszawie z okazji urodzin cesarsko-królewskiej Mości Marii Aleksandrówny.

„Wczoraj, jako w dniu rocznicy urodzin Jej Cesarsko Królewskiej Mości Marii Aleksandrówny, jaśnie Wielmożny Hrabia Berg, Namiestnik przyjmować raczył. O godzinie dziesiątej i pół z rana powinszowania Jenerałów, Sztab i Ober-oficerów, duchowieństwa wszelkich wyznań, komitetu urządzającego, Rady Administracyjnej, Rady Stanu, składu Szkoły głównej, władz Towarzystwa Kredytowego, urzędników wszystkich klas oraz obywateli ziemskich i miejskich, Jaśnie Wielmożny hrabia Namiestnik znajdował się w katedrze prawosławnej na nabożeństwie, w czasie którego z wałów Aleksandrowskiej Cytadeli oddane było 101 wystrzałów z dział. Wieczorem miasto było uiluminowane. Dane zostało widowisko bezpłatne.”

Jakież niesamowite napięcie musiało wtedy panować w Warszawie. Z jednej strony egzekucje polskich patriotów, a z drugiej strony carskie celebry.

Wszystko wskazuje na to, że właśnie w tym miejscu stał dom, w którym 9 sierpnia 1864 roku urodził się późniejszy sygnatariusz Traktatu Wersalskiego, twórca Ruchu Narodowego – Roman Dmowski.

Dziś przypomina o tym głos pamiątkowy z tablicą i inskrypcją. Jesteśmy u zbiegu Lubelskiej i alei Wedla. Dziś to właściwie skrzyżowanie dwóch chodników. Charakter okolicy zupełnie inny niż w drugiej połowie dziewiętnastego wieku. Dziś zieleń, woda, miejsce sprzyjające rekreacji. W pobliżu słynna fabryka słodkości pod szyldem E.Wedel.

Tak niewiele brakowało, a nie stałby się pan Roman Dmowski najsłynniejszym obywatelem Kamionka. Nieopodal miejsca, w którym stoi dziś głaz pamiątkowy, znajdują się od dziewiętnastego wieku rogatki grochowskie: jedna i druga po drugiej stronie ulicy. W czasach młodości Romana Dmowskiego. Rogatki te nazywane były rogatkami moskiewskimi. Stanowiły one swoistą bramę do dziewiętnastowiecznego miasta. Po zachodniej stronie Praga, Warszawa, po stronie wschodniej już nie Warszawa, a Kamionek właśnie. Dziś w poziomie chodnika zaznaczono linię, która symbolicznie przypomina o tamtej dawnej granicy miasta. Głos wskazujący lokalizację domu stoi niemal na linii tej dawnej granicy.

Plan Warszawy z 1868 roku, (w tym czasie Roman miał cztery lata) wyraźnie pokazuje, że cmentarz, przy którym miał stać dom Dmowskich, znajduje się tuż za rogatkami, bardzo nieznacznie za granicą miasta. Stary cmentarz Kamionkowski, dziś już nieczynny i znacznie mniejszy niż dawniej.

Zachowała się drewniana dzwonnica z 1817 r. Są też liczne dziewiętnastowieczne nagrobki. Są też groby tych, którzy ginęli w czasie rzezi Pragi, jak chociażby generał Jakub Jasiński.

Kiedy w sierpniu 1864 r. przychodził na świat Roman Dmowski, nad brzegiem jeziora Kamionkowskiego nie stał jeszcze ten potężny kościół. Świątynia została zaprojektowana dopiero po wiekopomnym zwycięstwie nad bolszewikami, które miało miejsce w 1920 roku. Stąd wezwanie sanktuarium Matki Boskiej Zwycięskiej. To dziś konkatedra warszawsko-praska.

Choć ludność Kamionka w zdecydowanej większości stanowili katolicy, brakowało im kościoła na Kamionku. Przez bardzo długi czas nie było tu kościoła rzymsko katolickiego. Podobno nawet na początku dwudziestego wieku mieszkańcy przerobili potajemnie cmentarną kostnice na kaplicę, żeby mieć miejsce na praktyki religijne. Ale to oczywiście nie wystarczało. To nie zaspokajało coraz większych

potrzeb miejscowej społeczności. Dlatego trzeba było jeździć na Pragę i w inne miejsca, do innych parafii. Dlatego też Roman Dmowski nie został ochrzczony na Kamionku, ale na warszawskiej Pradze, w kościele Matki Boskiej Loretańskiej przy ulicy Ratuszowej. Zresztą to najstarszy obiekt warszawskiej Pragi.

Od pewnego czasu na ścianie kościoła znajduje się tablica pamiątkowa, która mówi, że to właśnie tu ochrzczony został sygnatariusz Traktatu Wersalskiego. Jesteśmy cały czas na Kamionku w okolicy miejsca, w którym stał dom rodzinny Dmowskich. Stary cmentarz Kamionkowski. Rok 1920. Do Warszawy zbliża się nawała bolszewicka. Z Warszawy naprzeciwko bolszewikom wyruszają

polskie wojska, wśród nich pułk z kapelanem, młodym księdzem Ignacym Skorupką.

Ostatnia noc przed walką. Tutaj, na terenie cmentarza, ksiądz Ignacy Skorupka między starymi, omszałymi nagrobkami spowiada wojskowych. Ostatnie sakramenty. Noc. Rano wyruszą na pola Ossowa, to będzie ostatni dzień życia kapelana Skorupki, który zginie w walce z bolszewikami.

To jest jedna z tych wielkich historii, które rozgrywały się tutaj, na tych, można powiedzieć, skromnych terenach. Ale przecież to także właśnie wtedy na podwarszawskim Kamionku wybierano królów Rzeczypospolitej. Najpierw Henryka Walezego, który potajemnie zbiegł z Rzeczypospolitej do Francji i porzucił polską koronę, a później także na polach Kamionu wybierano Augusta trzeciego Sasa, który też trzeba przyznać, sprawom Rzeczypospolitej nie za bardzo się przysłużył.

Roman Dmowski bez wątpienia miał zdecydowanie więcej serca dla Rzeczypospolitej niż ci niesławni królowie elekcyjni. Niewiele brakowało, a Roman Dmowski wcale nie stałby się najsłynniejszym obywatelem, a Kamionka bo dom, w którym przyszedł na świat, stał właściwie na

granicy Pragi i Kamionka. Ale jak tak sobie o tym dłużej myślę, to dochodzę do wniosku, że Kamionek po prostu był zapisany w genach rodziny Dmowskich. Inaczej być nie mogło.

Zatem pan Roman Dmowski z Kamionka. Właśnie tak.

Z Kamionkiem rodzina Dmowskiego związana była od pokoleń. Dziadek Romana, Kazimierz był nawet miejscowym wójtem. Wywodził się ze zubożałej szlachty polskiej. Dzierżawił majątek Wólka Wybranowska pod Okuniewem. Ożenił się bardzo dobrze. Jego żoną była córka wileńskiego

mieszczanina, dzierżawcy żup solnych. Niestety, Kazimierzowi nie udało się przejąć majątku teścia, choć o ten majątek procesował się właściwie do końca życia. Kazimierz Dmowski brał udział w insurekcji

kościuszkowskiej, musiał być patriotycznie usposobiony. Po jego przedwczesnej śmierci utrzymaniem rodziny obarczony był kilkunastoletni syn Walenty.

Ojciec Romana pracował jako robotnik, następnie prowadził już własne przedsiębiorstwo brukarskie i stopniowo dochodził do pewnej pozycji i stabilizacji majątkowej. Z czasem Walenty Dmowski, podobnie jak jego ojciec, stał się dzierżawcą. Dzierżawił m.in. jeziora Gocławskie i Kamionkowskie. Nabył też dom na Pradze. W 1856 roku poślubił Józefę Lenarską. Była ona 20 lat młodsza od swojego męża, ale podobnie jak on, miała trudne doświadczenia z dzieciństwa, z wczesnej młodości i prawdopodobnie to sprawiło, że para dobrze się rozumiała. Państwo Dmowscy doczekali się siedmiorga dzieci. Roman był najmłodszym z synów. Jego starsi bracia Wacław i Julian pracowali na kolei. Ten pierwszy był pracownikiem biura kolei warszawsko Terespolskiej, drugi był maszynistą z prawego brzegu Wisły. Kolej odjeżdżała wtedy w głąb Imperium Rosyjskiego po szerokich torach. Dworzec Terespolski stał przy obecnej ulicy Kijowskiej, choć należał do najważniejszych dworców tamtej Warszawy. Dziś zachował się drobny ostaniec po budynku dworca i niestety niszczeje w praskich krzakach.

W czasach dzieciństwa i młodości Romana Dmowskiego okolica nie należała do najbezpieczniejszych. Gazety pisały nawet, że w Kamionku funkcjonują szkoły dla złodziei. Nocami przez rzekę szmuglowano nielegalnie pędzony alkohol. Po zmierzchu ulice Kamionka były praktycznie ciemne. Czarny raj dla rzezimieszków. Stróżów prawa tutaj było jak na lekarstwo, a po zmierzchu wcale nie kwapili się do służby. Także na ulicach Kamionka nocą grasowali rabusie. Podobno pewnego razu rabusie zasadzili się na całkiem eleganckiego mężczyznę. Kiedy już mieli go dopaść, żeby okraść, zorientowali się, że to znajomy pan Roman z Kamionka. W takiej sytuacji musieli po prostu odpuścić.

Geneza nazwy Kamion, potem Kamionek związana jest z wyrazem kamień, a ten kamień wiązał się z kamienną przeprawą, brodem, umocnieniem brzegu służącym do

przeprawy na drugą stronę rzeki. Znaczące, że po drugiej stronie Wisły mamy Solec. Aleksander Gieysztor zwracał uwagę, że to nie jedyny przypadek, kiedy po jednej stronie rzeki leży miejscowość o nazwie Kamion lub podobnie brzmiącej, a po drugiej stronie Solec lub podobnie brzmiącej. To charakterystyczne. Kamion, już w jedenastym wieku znany jako osada, miejsce przeprawy przez Wisłę do Solca, w 1795 roku stał się Kamionkiem. W 1823 r. przez Kamionek przeprowadzono szosę brzeską. Pamiątką po tej budowie jest obelisk znajdujący się dziś przy ulicy Grochowskiej. W 1889 roku Kamionek stał się już częścią Warszawy. Było to prawie 30 lat, zanim w granicach miasta znalazły się Żoliborz, Mokotów, Ochota. Te przyłączono do Warszawy dopiero w 1916 roku.